W końcu wyrwałam się z otchłani ciemności w jakiej byłam chyba przez wieczność. otworzyłam senne i słabe oczy z ulgą lecz jednocześnie bólem, gdyż przypomniałam sobie co się niedawno stało... Jak ja teraz przeżyję bez Arta? Nie dość że przed jego śmiercią się pokłóciłam z nim, to jeszcze teraz go straciłam na zawsze! Co teraz będzie? Czy dam radę żyć bez ukochanego? Nie wiem czy teraz jest to możliwe, gdyż ból w moim sercu, cały czas rósł i potwornie rwał. Bolał bardziej niż rany fizyczne, odniesione po ataku tamtych koni.
Z drugiej strony Rous i Ryuu pewnie się bardzo martwią i nie wiedzą co mają zrobić... To jeszcze dzieci! Powinnam żyć dla nich i prowadzić ich przez resztę życia tak, jak mój ukochany by chciał. Czy jednak dam sobie radę sama? Wychowywanie dzieci we dwójkę było i tak ciężkie, lecz teraz zostałam sama... Wiedziałam jednak że nie mogę się poddać, gdyż Art by tego nie chciał. Oddał za nas życie, żebyśmy, my mogli żyć! Właśnie! A gdzie są Rous i Ryuu?
Otworzyłam nieco szerzej oczy i po chwili usłyszałam głos y dzieci. Ich krzyki ulgi i radości, choć w ich głosach dało się wyczuć też nutkę smutku. Po chwili pochylili się nade mną medycy i sprawdzali mój stan, a dzieci na chwilę zniknęły mi z oczu. Coś mówili do mnie lecz ja nie miałam siły odpowiedzieć. Nawet nie za bardzo wiedziałam co do mnie mówią. Wszystkie dźwięki słyszałam jakby z zaświatów. A dokładniej, jakby dochodziły z jakiejś głębokiej studni a wszystkie dźwięki i głosy były w niej wymieszane.
Po chwili zobaczyłam znowu moje dzieci, jak podeszły niepewnie i coś do mnie mówiły. Ryuu opiekował się siostrą co sprawiło, że się nieco o nich uspokoiłam. Jakoś zebrałam w sobie wszystkie siły i powiedziałam lekko ochrypłym i słabym głosem do syna:
- Cieszę się Ryuu, że opiekujesz się siostrą... - wycharczałam - Wszystko będzie dobrze dzieci... - powiedziałam do nich i spojrzałam na nich.
< Ryuu? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz