Wtuliłem się w miękką sierść Anastji. Po raz pierwszy od dawna czułem, że jest dokładnie tak jak być powinno. Słońce powoli zaczęło chować się za horyzontem, a naszą sierść zaczął mierzwić dość chłodny wiatr.
- Ja też się cieszę, że tutaj jestem - odparłem spokojnie patrząc klaczy w oczy. ma moim pysku zagościł mimowolny, leniwy uśmiech. Wiedziałem, że klacz ma dużo pytań, ale sam nie znałem odpowiedzi na połowę z nich. Chciałem zostawić przeszłość za sobą i skupić się na nowym, lepszym życiu.
- Robi się chłodno - powiedziała cicho Anastja. Jesienne noce nie należały do najprzyjemniejszych. Były to zaledwie lekkie zapowiedzi tego, co przyniesie zima, jednak nigdy nie byłem fanatykiem śniegu.
- Chodź, wracajmy - odparłem, po czym ruszyłem w kierunku jaskini klaczy. Wszystko wydawało się zupełnie takie same. Czułem się tak, jakbym nigdy nie opuścił terenów tego stada.
- Jesteśmy - powiedziała klacz po czym spojrzała na mnie - pamiętasz jeszcze jak trafić do swojej jaskini? - zapytała półżartem.
- Tak mi się wydaję, niewiele się tutaj zmieniło - rzuciłem oglądając się dookoła. - Wolałbym zostać tutaj, z tobą - dodałem cicho, nie wiedząc czy klacz w ogóle usłyszała te słowa.
<Anastja?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz