niedziela, 30 października 2016

Od Rothena de la Pearla do Heaven

Mimo, iż po ostatnim spotkaniu z Heaven na terenach Dawnego Mysterious Valley, spędziłem prawie miesiąc dochodząc do siebie w zaciszu jaskini, moje serce kazało mi znów wyruszyć na jej poszukiwania. W tym celu wstałem jeszcze przed wschodem Słońca i, narzuciwszy na siebie różnokolorową derkę, wyszedłem w mrok. Natychmiast poczułem na sierści zimne krople deszczu.Zamiast jednak schować się przed nimi z powrotem w domowym cieple, owinąłem się ciaśniej pledem i ruszyłem przed siebie. W końcu byle woda nie mogła mi przeszkodzić w odnalezieniu ukochanej. Tym bardziej, że, jeśli zaczęłaby mi ona zbytnio przeszkadzać, zawsze mógłbym ją odgonić za pomocą swojej mocy. W końcu byłem dumnym posiadaczem żywiołu natury, więc żadna niepogoda, oprócz tej wywołanej w magiczny sposób, nie mogła być dla mnie groźna. Tak rozmyślając, sam nawet nie zdając sobie z tego za dobrze z tego sprawy, doszedłem do Lasu Peeves. Nie mając innego wyjścia, zacząłem się w niego zagłębiać. Oczywiście już po paru chwilach,jedna z gałęzi tuż za moimi plecami została złamana, a po kilku sekundach powietrze przeszył diaboliczny chichot. Na całe szczęście nie byłem w tym miejscu po raz pierwszy, więc doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że nie mam się czego bać. Przynajmniej dopóki byłem tu sam... Ale czy, aby na pewno tak było? Gdzieś w dali widziałem bowiem sylwetkę jakiegoś konia. Postanowiłem, więc stworzyć wokół siebie gęstą mgłę i pod jej osłoną, podejść do niego niepostrzeżenie. Kiedy po niedługim czasie znalazłem się tuż koło celu, okazało się, że jest to nikt inny tylko... Heaven! Czy prędzej rozgoniłem wytwór swojego żywiołu i ukazałem się jej w całej krasie.
-Witaj, piękna.- rzuciłem na powitanie.- Widzę, że Ty też jesteś rannym ptaszkiem.

<Heaven? Wreszcie udało mi się zrealizować to opowiadanie.> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz