Każdy z nas ma w swoim życiu lepsze i gorsze chwile. Niekiedy potrzebujemy bliskich, aby pomogli nam je przetrwać. Ja natomiast musiałem uporać się ze wszystkim sam.
Spoglądałem na dobrze mi znajome łąki. Nie pamiętam kiedy ostatni raz przekraczałem granicę stada. Nie wiedziałem też dlaczego chciałem tutaj wrócić. Wiele myśli kłębiło się w mojej głowie. Nie czułem się tutaj jak w domu, jednak coś kazało mi tutaj zostać.
Powoli zacząłem się kierować w stronę mojej jaskini. Wyglądała dokładnie tak samo jak ją zapamiętałem. Słońce lekko przebijało się przez rozległe korony drzew, a wiatr wydawał się być lżejszy niż dotychczas. Uśmiechnąłem się pod nosem. Tęskniłem za tymi drobnymi rzeczami, które powodowały, że moje serce chociaż na chwilę się uspokajało.
***
Kierowałem się przed siebie. Nie wiedziałem gdzie idę, jednak nie miało to dla mnie najmniejszego znaczenia. Przed sobą zobaczyłem ocean, za którym o dziwo tęskniłem najbardziej. Uderzył mnie zapach bryzy morskiej, a na moim ciele pojawiły się małe kropelki wody. Fale były wyjątkowo wzburzone, a słońce chowało się za horyzontem. Chłonąłem ten widok, jakby miał być ostatnim w moim życiu. Obejrzałem się za siebie, a moje serce przyspieszyło. Nigdy nie czułem nic podobnego. Oddech uwiązł mi w gardle, a nogi wydawały się zbyt ciężkie, żeby nimi poruszać.
Moim oczom ukazała się dobrze znajoma mi klacz. Jej biała sierść wyglądała jak grudniowy śnieg, a oczy świeciły jak diamenty.
- Anastja... - powiedziałem cicho, nie potrafiłem wydobyć z siebie innego słowa. Jednak wydawało mi się, że cokolwiek bym powiedział nie byłoby wystarczająco dobre.
<Anastja?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz