- Mnie nie zabijesz, ale inne konie tak! - krzyknęłam w stronę klaczy - Radzę ci przestać, albo to ja będę musiała się ciebie pozbyć!
Morderczy wzrok skowronka z ogromną siłą. Cóż za marnotrawstwo wielkiego talentu!
- Jak chcesz to zrobić?! To ja jestem górą! - odkrzyknęła buńczucznie
Zaśmiałam się, a to sprawiło, że straciłam równowagę i huknęłam pyskiem o ziemię. Coraz bardziej poirytowana głupotą klaczy, spojrzałam w kierunku Tyriona. Wielka miłość chyba gdzieś zniknęła, bo na razie myślał tylko o sobie, starając utrzymać się na nogach.. A Lune Onesta? Uh, co za ironia! Chcąc pomścić zdradę Tyriona, zabijając mnie, zabije również jego!
- Jesteś pewna? - wrzasnęłam, by mnie usłyszała. Wstałam chwiejnie, jednak zdołałam utrzymać równowagę. - Ostrzegałam cię.
I nagle krzyknęła z bólu, upadła na ziemię, a wichura ucichła. W jednej sekundzie wszystko wróciło do normy, słońce nadal świeciło, muskając nasze ciała, jedynym dowodem na to, że coś tutaj się stało, były powyrywane drzewa i kilka martwych mniejszych mieszkańców zwierząt. Spojrzałam z niesmakiem na Lune Onestę. Podeszłam do niej, podczas, gdy ona nadal wiła się w bólu.
- Jeśli chcesz mnie zabić, zrób to. Nie boję się śmierci - uśmiechnęłam się krzywo - Ale nie zabijaj przy okazji połowy stada. I nie niszcz lasu. - uwolniłam ją z mojego umysłu. Odetchnęła z ulgą i odsunęła się kawałek. - Nie, najpierw sobie porozmawiamy - powiedziałam, widząc jej ruch - Rozumiesz? Możesz tam być morderczynią, ale póki ja żyję, nie pozwolę ci zniszczyć tego stada. Mam nadzieję, że trafiło to do twojego ptasiego móżdżka.
Na odchodne kopnęłam ją lekko, by nie miała czasu się pozbierać i ponownie mnie zaatakować. Nie miałam najmniejszej ochoty z nią walczyć. Żadnej zabawy, żadnych sztuczek, podstępów, gier słownych. Siłą się nie wygra pojedynku, zapamiętaj to sobie, Ptaszku.
(Lune Onesta? Tyrion?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz