Szedłem przed siebie nie wiem jak długo... Minęło sporo czasu, odkąd ja i Leonardo się rozdzieliliśmy. Gdy jeszcze z nim wędrowałem, opowiedział mi o wszystkim jak dostał rozkaz zabicia mojej siostry lecz nie mógł tego zrobić... Cieszyłem się że zostawił moja siostrę przy życiu i jednocześnie, że ogier zachował swój honor.
Była już księżycowa noc. Szedłem spokojnie przez gęsty las, gdy nagle usłyszałam czyjeś krzyki i wycie wilków. Po głosie rozpoznałem że to klacz! Zerwałem się biegiem w kierunku z kąt dobiegały odgłosy walki. Dotarcie na miejsce zajęło mi kilka minut. A gdy tam dotarłem, zobaczyłem klacz w opałach. Broniła się przed liczną sforą wilków lecz klacz była już wycieńczona a wokoło było pełno jej krwi. W powietrzu można było wyczuć jej metaliczny i duszący zapach... Po chwili klacz upadła. Ruszyłem galopem w jej kierunku i użyłem swoich mocy. Użyłem żywiołu ziemi i spętałem wilki, po czym za pomocą wiatru, wyrzuciłem je daleko, daleko w jakieś dalsze tereny.
Podszedłem powoli do leżącej klaczy i zauważyłem, że ta straciła przytomność z wycieńczenia. Westchnąłem lekko i się rozejrzałem. W pobliżu nie widziałem żadnych koni, więc pewnie była sama... Stanąłem bardzo blisko niej i teleportowałem nas w bezpieczne miejsce.... Po chwili znaleźliśmy się na jakiejś polanie. Gdy spacerowałem tędy wcześniej, dostrzegłem jaskinie ukrytą za gęstymi krzewami, więc w razie czego, mogłem tam przenieść ranną klacz. Spojrzałem ponownie na nieprzytomną klacz i oceniłem jakie rany trzeba najszybciej opatrzyć. A gdy już prawie skończyłem opatrywać rany, klacz nagle odzyskała przytomność. Kazałem jej leżeć i przy okazji, dowiedziałem się nieco o niej. Zmartwiło mnie że nie ma przy niej bliskich osób...
Słuchałem całej wypowiedzi klaczy z dużą uwagą lecz nie przejmowałam się jej słowami czy protestami. Nie było by honorowe zostawić ranną i bezbronną klacz samą, na środku pola!Spokojnie opatrywałam resztę ran klaczy a gdy skończyłem odparłem tylko:
- Bez przesady.... To że zostałaś ranna, to jeszcze nie koniec świata. - odparłem spokojnie, nawet na nią nie patrząc, gdyż szukałem na jej ciele jeszcze jakiś poważnych ran.
- Przecież.... - przerwałem jej.
- Już Ci powiedziałem, że to jeszcze nie koniec świata.... Zamiast marudzić, lepiej oszczędzaj siły. - powiedziałem wciąż spokojnie i nagle szybko i zdecydowanie wziąłem ją na swój grzbiet, tak, że ta nawet nie wiedziała, kiedy tak szybko znalazła się na moim grzbiecie.
- Puść... - protestowała lekko zdenerwowana.
- Spokojnie! Nie jestem wrogiem... - powiedziałem uspokajająco, gdyż wyczułem charakterystyczne zakłócenia w rytmie serca, które mówiły że klacz się boi. Ruszyłem powoli w stronę jaskini, którą wcześniej widziałem. Skoro klacz nie miała żadnych bliskich, to nie mogłem jej zostawić samej, przynajmniej do czasu, dopóki się nie wykuruje... Może jak wydobrzeje to pójdzie razem ze mną szukać tego całego stada, w którym jest podobno moja siostra? Klacz leżała na moim grzbiecie i trzymała się mocno lecz wyczuwałem wciąż w jej sercu niepewność.
< Avatari? ^^ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz