Spojrzałem uważnie na Midway, chcąc przejrzeć jej myśli. Niepokoiła mnie. Niepokoiło mnie jej zachowanie. Coś się stało, o czym ona nie chciała mi powiedzieć, coś tak istotnego, że w jednej cały jej dobry humor prysł.
- Midway - upomniałem ją stanowczo, jednakże nadal delikatnie - Powiedziałem coś? Przeze mnie tak się poczułaś?
Przez chwilę nie odpowiadała, unikając mojego wzroku, szukała odpowiedzi. Niemal widziałem jak kołowrotki w jej mózgu się obracają.
- Nie, Conte. Nie przez ciebie - odparła, starając się na lekki ton.
Zbyt długo zwlekała z odpowiedzią. Jeszcze raz spojrzałem na nią, starając się wychwycić coś, co by mi pomogło stwierdzić, czy to naprawdę moja wina. Uraziłem ją? Powiedziałem coś głupiego? Nie wiem, nic nie pamiętam.
- Dobrze... Chodź się przejść, odetchniemy świeżym powietrzem - zaproponowałem, darując sobie śledztwo. Nie był to czas na takie sprawy.
- Jasne - uśmiechnęła się z wdzięcznością.
Ruszyliśmy powoli przed siebie w milczeniu. Dziś był wyjątkowo piękny dzień, w porównaniu z ostatnimi. Słońce nawet wyszło zza chmur, powietrze było rześkie. Uśmiechnąłem się sam do siebie.
(Midway? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz