Nie wiedziałem co powiedzieć. Wydawało mi się, że żadne słowa nie były w tym momencie odpowiednie. Staliśmy na plaży, wiatr lekko rozwiewał nasze grzywy. Wydawało mi się, że czas stanął w miejscu, że tak naprawdę nigdy nie opuściłem terenów stada. Czułem się tak samo jak kiedyś. Wszystko było dokładnie tak, jak być powinno.
- Jak, skąd? - zapytała nagle klacz. Wyglądała na równie zakłopotaną jak i ja.
- Wróciłem - odparłem od razu. Było to jedyne słowo jakie przychodziło mi na myśl. Nie wiedziałem jak zareaguje Anastja. Prawdę powiedziawszy wiele razy zastanawiałem się czy znienawidziła mnie przez tak nagłe odejście. Nie wyjaśniłem jej niczego, po prostu pewnego dnia zniknąłem, niczym śnieg, który znika gdy tylko pojawiają się promienie słońca.
Chciałem aby było jak dawniej. Tęskniłem za jej śmiechem i pięknymi oczami. Wiedziałem, że już nigdy nie będzie tak jak kiedyś, jednak miałem nadzieję, że uda się nam odbudować naszą dawną przyjaźń.
- Przepraszam, że nic Ci nie powiedziałem - zacząłem cicho, słowa z wielkim trudem przechodziły mi przez gardło - potrzebowałem przerwy, chciałem być sam. Nie mogłem obarczyć Cię moimi problemami... -urwałem w połowie, ponieważ zobaczyłem wyraz twarzy klaczy. Wyglądała na znacznie bardziej przygnębioną. - Wiedziałem, że jeśli się z tobą zobaczę nie będę w stanie opuścić stada... Chciałbym żeby było jak dawniej... Wiem, że będzie ciężko to odbudować, ale proszę... - znowu pauza, która daje mi czas na uspokojenie serca, które w tym momencie mknie szybciej od wiatru - wybacz mi....
<Anastja?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz