Szybko zapadłem w sen. Odwiedził mnie w nim najpierw Marlo, potem tata. A potem te dwa ogiery. Widziałem coś, czego nie mogłem widzieć. Byłem przecież nieprzytomny. Widziałem palące się ciało. Czułem nawet ten paskudny zapach. Słyszałem śmiech tych dwóch koni. Wszystko wydawało się takie realne. Byłem tam i nic nie mogłem zrobić.
Obudziłem się zlany potem. Wszystkie rany odezwały się. Bolało mnie wszystko.
Był już ranek. Rous patrzyła na mnie z przerażeniem.
- Co Ci się śniło? - pyta niepewnie
- Tata. Mama. Tamte ogiery...- wykrztuszam te słowa, jakby mnie drażniły - Proszę, chodźmy do mamy. - powiedziałem cicho.
Rous?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz