- Avatari…. – wyszeptałem niemal. Ta nagle otworzyła oczy i
spojrzała na mnie zdziwiona.
- Skąd Ty się tu… - mówiła zdenerwowana. – Kiedy Ty do mnie
tak blisko podszedłeś?!
- A! Wybacz… - powiedziałem zakłopotany – To po prostu
nawyki wpajane odkąd byłem mały…. Nie chciałem cię przestraszyć. – dodałem jeszcze.
- Musze już iść… Wybacz! – powiedziała i ruszyła ledwie w
stronę wyjścia z jaskini. Ledwie stała na nogach nie mówiąc o chodzeniu.
Chwiała się przy każdym kroku i miałem przeczucie, że zaraz upadnie z hukiem na
ziemię. Zdecydowanie i szybko zagrodziłem jej drogę. Klacz lekko się ze mną
zderzyła i spojrzała na mnie pytająco.
- Avatari…. – zacząłem – Nawet wielcy wojownicy wiedzą,
kiedy trzeba odpocząć i zregenerować swoje siły… To że zostałaś ranna, nie
oznacza że jesteś słaba czy do niczego! – powiedziałem stanowczo .
- Ale…
- Żadnych ale! – powiedziałem nie odpuszczając – Tylko sobie
teraz szkodzisz… Ledwie stoisz, nie mówiąc już o chodzeniu!
Klacz westchnęła głośno i spojrzała na mnie wzrokiem typu „Dlaczego
tak, żeś się przyczepił?” Po chwili odpuściła i położyła się w miejscu, gdzie
poprzednio ją położyłem. W trakcie gdy leżała i odpoczywała, przygotowałem nam
jakieś jedzenie i rozpaliłem ognisko, żeby było nam cieplej podczas jesiennej
nocy. Gdy w końcu zjedliśmy spojrzałem na nią i się zamyśliłem. Jednak nie
trwałem w tym stanie zbyt długo, bo usłyszałem głos Avatari:
- Wszystko w porządku? – spytała nagle i dość niepewnie.
- Co?! Nie… Wszystko w porządku. – zapewniłem.
- Czemu tak dziwnie na mnie patrzyłeś? – spytała niepewnie.
- Hm… Po prostu bardzo przypominasz mi moją młodszą siostrę…
I wracają mi wspomnienia… - dodałem cicho, z lekkim smutkiem.
< Avatari? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz