Nagle klacz się zachwiała i po chwili straciła przytomność, upadając na ziemię z hukiem.
- Mona Liza!!! - krzyknąłem zdenerwowany. - Hej! Ocknij się słyszysz?! - mówiłem do niej, lecz klacz w ogóle nie reagowała. Sprawdziłem jej tętno. Było bardzo słabe! Przekląłem w myślach, po czym szybko wziąłem ją na grzbiet i zaniosłem do swojej jaskini, żeby ja ogrzać. Klacz była strasznie wychłodzona... Położyłem ja ostrożnie i delikatnie na swoim posłaniu i pobiegłem szybko po jakieś kawałki drewna na opał. Rozpaliłem ognisko i cały czas obserwowałem śpiącą klacz, na moim posłaniu. W jaskini zrobiło się od razu cieplej, gdy ogień spokojnie trawił drewno. Klacz ożywiła się nieco na pysku, gdyż wcześniej była bardzo blada. To był znak, że jej stan się powoli stabilizuje... Ulżyło mi bo było z nią dość źle gdy straciła przytomność. Teraz jednak wiedziałem, że szybko dojdzie do siebie! Noc trwała w najlepsze a ja leżałem i patrzyłem się w płomienie ogniska. Zamyśliłem się i nie wiem ile tak dumałem... Z moich rozmyśleń wyrwał mnie cichy jęk klaczy. Spojrzałem na nią i czekałem aż w pełni się wybudzi, gdyż wyczuwałem, że zaraz się obudzi.
< Mona Liza? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz