niedziela, 30 października 2016

Od Donatella Cd. Avatari

- Nie miałaś łatwo i nadal nie masz... - powiedziałem ze zrozumieniem - Ja też przeżyłem coś strasznego w swoim życiu a właściwie to potwornego! I będę żył z tym piętnem aż do końca życia... - dodałem cicho.
- Co się takiego stało w Twoim życiu że mówisz w ten sposób? - spytała.
Milczałem przez dłuższą chwilę bo nie byłem pewny od czego zacząć i czy w ogóle chcę o tym mówić... Niedawne przeżycia wciąż bardzo bolały i nie mogłem się z tym pogodzić...
- Powiedz! Ja także nikomu o tym nie powiem... Obiecuję! - dodała jeszcze klacz.
Spojrzałem na nią wzrokiem zmęczonym życiem i pełnym bólu zarazem. Westchnąłem głośno i zacząłem opowiadać swoją historię.
- Cóż! Zacznę od tego, że pochodzę z jednego z klanów wojowników, w dalekiej Japonii.U nas nie ma czegoś takiego jak stado... Jednak działa to troszkę podobnie, lecz tylko trochę. Każdy klan ma swoją rangę i pewien poziom. - tłumaczyłem - Im lepszy klan, tym masz więcej szacunku ze strony innych koni oraz jesteś lepiej wyszkolony w danej dziedzinie... Ja akurat miałem szczęście i pochodzę z tego lepszego klanu, który sławił się w szkoleniu najlepszych przyszłych wojowników. Moi rodzice byli przywódcami klanu. Byłem najstarszy z rodzeństwa! Miałem brata Mizetsu i siostrę Rizetsu. Wszyscy byliśmy szkoleni od najmłodszych lat na wojowników, którzy posługiwali się kodeksem Bushidō.
-  Bushidō? - spytała zdziwiona.
- Bushidō, to kodeks honorowego wojownika. - wytłumaczyłem. - Ja i rodzeństwo się ze sobą dogadywaliśmy i byliśmy bardzo zżyci... Dni mijały nam na codziennych i niemal morderczych treningach lecz byliśmy szczęśliwi! Do czasu... - dodałem cicho - Pewnej nocy, moja rodzina została zaatakowana przez inny, zaprzyjaźniony nam klan, który ponad wszystko żądał władzy! Zostaliśmy zdradzeni i napadnięci przez własnych przyjaciół...
Na moich oczach, zamordowano mi rodziców, którzy dzielnie walczyli w obranie słabszych. Ja sam byłem ciężko ranny lecz walczyłem... Mój ojciec osłonił mnie własnym ciałem i tym samym uratował mi życie, lecz przypłacił za to swoim własnym... Mój klan walczył dzielnie lecz bitwa od początku była przegrana, gdyż do klanu który nas zaatakował, dołączyły inne klany, które były wrogo nastawione do mojej rodziny! Mój brat walczył nieco dalej ode mnie. Jednak rany które odniósł były tak poważne, że w końcu upadł na ziemie, zupełnie bezbronny... Próbowałem do niego dobiec i go obronić! Lecz zabrakło mi jednego kroku.... Jednego!
Tamtej nocy straciłem wszystkich na kim mi zależało. A przynajmniej tak myślałem! Byłem ciężko ranny i w końcu straciłem przytomność po tym jak dostałem silny cios w głowę od jednego z wrogów. Leżałem pośród ciał i krwi moich towarzyszy. Moich przyjaciół, którzy tak jak ja, walczyli dzielnie do samego końca! To że przeżyłem, zawdzięczam tylko temu, że ten co ze mną walczył, nie sprawdził czy wciąż żyję...
Ocknąłem się w jakiejś jaskini. Byłem opatrzony przez Leonarda! Jednego z synów przywódców,który napadł na mój klan. Leonardo był inny niż jego rodzina i nie chciał władzy!
Chciał po prostu żyć godnie, jak na wojownika Bushidō przystało. On sam został wygnany ze swojego klanu za takie zachowanie lecz wysłali jeszcze za nim zabójców, lecz Leonardo, upozorował swoja śmierć i pomógł mi uciec z kraju...  Podczas swojej podróży zaprzyjaźniliśmy się, lecz nasze drogi się rozeszły, gdyż każdy poszedł własną ścieżką. Usłyszałem że moja siostra podobno jest w tym stadzie, którego szukam więc postanowiłem ja odnaleźć....
 I tak teraz wędruję od kilku miesięcy! No i tak oto w końcu, spotkałem ciebie Avatari... - dodałem jeszcze, kończąc swoją bolesną opowieść.

< Avatari? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz