sobota, 15 października 2016

Od Rizetsu do kogokolwiek

Jesień zawładnęła pogodą na dobre. ciepłe lato ustąpiło jesieni. A mianowicie jej ulewnym deszczom, spadającym liściom oraz niskiej temperaturze. Nie wiem jak długo już szłam przed siebie. Padał straszny deszcz! Słyszałam dudnienie kropel deszczu o zmarzniętą i ubłoconą ziemię. Powłóczyłam ledwie nogami lecz dzielnie szłam naprzód. Ojciec zawsze mnie uczył, że nawet jeśli jesteś w stanie całkowitego wyczerpania, musisz iść dalej przed siebie, gdyż inaczej padniesz i już nie wstaniesz... Tak! Ojciec przekazał mi prawie całą swoja wiedzę na temat walki o przetrwanie lecz niestety nie zderzył powiedzieć mi o okrutnym świecie w jakim się wszyscy znajdujemy...
**
Jeszcze kilka miesięcy temu, a przynajmniej mi się tak zdaje, że tyle czasu minęło, trenowałam razem z braćmi w świątyni. Byłam szczęśliwa! Wtedy nie byłam świadoma, jakie zło czai się wśród nas... Nie byłam jeszcze wtedy tak świetna wojowniczką, jak moi bracia, którym starałam się dorównać, lecz oni byli na dużo wyższym poziomie, gdyż trenowali dużo dłużej ode mnie... Po skończonym treningu, każde z nas poszło do swoich "pokoi".
Byłam zmęczona, bo było już dość późno. Gdy jednak weszłam do pokoju, nagle usłyszałam jakieś krzyki i odgłosy walki w oddali. Od razu wiedziałam że coś jest nie tak! Słychać było wyraźnie że to nie jest walka pokojowa. Tylko walka na śmierć i życie. Tak! Umiałam to rozpoznać, gdyż treningi zrobiły swoje. Wtedy usłyszałam krzyki moich braci. Gdy chciałam się obrócić i pobiec w tamtą stronę, nagle zobaczyłam że ktoś stoi ukryty w cieniu mojego pokoju.
Od razu wiedziałam że to nie jest przyjaciel... Odruchowo się cofnęłam i napięłam mięśnie. Wtem z cienia, wyłonił się Leonardo! Syn pary alfa innego, zaprzyjaźnionego nam klanu. Znałam go a on mnie. Choć za bardzo ze sobą nie rozmawialiśmy, gdy nasze rodziny się ze sobą spotykały. Nigdy nie wiedziałam dlaczego. Lecz teraz... Zaczynałam się powoli domyślać, dlaczego nigdy tego nie robił! Po prostu mu zabroniono, żeby nie mógł stworzyć z nami więzi, które mogły by go powstrzymać od wykonania zadania.
Był dobrze zbudowanym ogierem, który był doświadczonym już wojownikiem. wiedziałam że nie mam z nim najmniejszych szans! Cofnęłam się o kilka kroków i się odezwałam:
- Leo... Dlaczego?! - wyszeptałam.
Ten zacisnął mocniej szczęki i rzucił się w moja stronę. Widziałam że nie chce tego robić lecz mimo wszystko mnie zaatakował. Zrobiłam momentalnie unik. Ten rzucił się na mnie ponownie z ostrzem tak szybko, że ledwie zdołałam ponownie odskoczyć.W odpowiedzi, kopnęłam go w bok i zaczęłam uciekać. Użyłam swoich mocy. nagle z ziemi wystrzeliły pnącza i zablokowały ogierowi drogę.
Przyspieszyłam. Wiedziałam, ze to długo nie podziała, bo ogier posiadał moc ognia i ciemności. Moje moce były o wiele słabsze od jego mocy. Wybiegłam z jaskini a moim oczom ukazał się straszny widok!
Wszędzie leżały martwe ciała... Dookoła było pełno krwi. W oddali było słychać krzyki i odgłosy walki, ocalałych wojowników z mojego klanu. Ogień... Wszędzie ogień. Trawił wszystko na swojej drodze. Stałam i patrzyłam z niedowierzaniem na to co widzę, jednak szybko się otrząsnęłam, gdyż usłyszałam za sobą biegnącego Leonarda. Wbiegłam do płonącego lasu i uciekałam ile sil w nogach, lecz byłam osłabiona po treningu, więc nie mogłam biec ze swoją normalna prędkością.
Przeskoczyłam ogromny, płonący pień i obejrzałam się za siebie. Nigdzie nie widziałam ogiera. Biegłam dalej. W końcu wbiegłam do części lasu, gdzie ogień jeszcze nie dotarł. W nim miałam większe szanse na ucieczkę, niż w płonącym lesie.
Zatrzymałam się na górce by chwilę odpocząć. Dyszałam jak parowóz, próbując złapać chodź trochę powietrza. Po chwili podniosłam głowę i spojrzałam w dal, tam gdzie było światło. Wszędzie było czerwono od ognia. Mój dom i moja rodzina odeszli... Nie wiedziałam co się stało z moimi braćmi! Miałam tylko nadzieję, że nic im nie jest. Gdy zaczęłam się obracać, by pójść dalej, wtedy nagle przede mną pojawił się Leonardo!
Odruchowo odskoczyłam przerażona lecz ten już zdołał zadać cios i upadłam na ziemię z lekka zamroczona. Spojrzałam na ogiera, jak stał nade mną z ostrzem i szykował się do ciosu.
- Leo... - po raz kolejny wyszeptałam jego imię - Nie rób tego! - powiedziałam z przerażeniem w oczach. Wtedy nagle się zamachnął, a ja odruchowo się skuliłam na ziemi, zamykając oczy. Nie poczułam jednak uderzenia czy bólu. Otworzyłam ostrożnie oczy i spojrzałam na ogiera, który zatrzymał ostrze tuż, przy mojej głowie... Patrzył na mnie a ja na niego. Wtedy nagle wypuścił ostrze i się odezwał:
- Uciekaj! - powiedział nagle co mnie zdziwiło i nie wiedziałam, czy się aby nie przesłyszałam. - No już! uciekaj! - krzyknął ponownie. Wtedy wiedziałam, że nie żartuje i że naprawdę puszcza mnie wolno. Zerwałam się na równie nogi i uciekłam dalej w las, zostawiając go samego.
Do tej pory byłam wdzięczna Leo, że mnie nie wykończył... Powstrzymał go jego honor lecz wyczułam że chodziło w tym o coś więcej... Lecz nie wiedziałam co!
**
Szłam dalej w zaparte przez lodowaty wiatr i deszcz, który kłuł mnie niemiłosiernie. Dosłownie jakby wbijały się w moje ciało drobniutkie szpilki! Z ust leciała mi para a ciało drżało z głodu, wycieńczenia i zimna. Zatrzymałam się nagle bo nogi odmówiły mi już posłuszeństwa. Nie jadłam od kilku dni, co sprawiło, że osłabłam jeszcze bardziej. Nagle upadłam. Próbowałam wstać lecz nic z tego. Otworzyłam nieco szerzej oczy. Była ciemna noc. Nie wiedziałam gdzie byłam. Byłam przerażona! Prawdopodobnie cała moja rodzina została zamordowana i zostałam sama, a w dodatku chyba przyjdzie mi umrzeć w tak głupi i żałosny sposób.
Zamknęłam oczy bo już nawet nie mogę się ruszyć. I gdy już prawie zasnęłam, poczułam nagle jak ktoś mnie podnosi i bierze na swój grzbiet. Jęknęłam tylko cicho a po chwili byłam już w otchłani ciemności.

< Ktoś? Najlepiej jakiś ogier :3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz