Cierpliwie poczekałem, aż ukochana pójdzie po jakieś okrycie. Faktycznie, robiło się zimno. Mnie jednak ocieplała sama świadomość, że jest obok mnie. Że jesteśmy razem. Wciąż nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście. A jednak marzenia się spełniają...wtedy, gdy tracisz nadzieję...
- Już jestem. - odezwała się ukochana po paru chwilach - Proszę, mam też coś dla Ciebie.
Po chwili poczułem, że kładzie mi coś na grzbiecie. I faktycznie, zrobiło mi się nieco cieplej.
- Dziękuję, ale nie trzeba było. - odpowiadam i żwawo ruszam do przodu. No tak, nie mam pojęcia gdzie iść.
Na szczęście Vendela mnie dogania i nakierowuje gdzie mam iść. Uśmiecham się. Mimo braku wzroku czuję się dzięki niej jakby miał oczy. Jakby właśnie ona nimi była. Może i tak jest.
- To tutaj. Poczekaj, zapukam do niego. - odezwała się spokojnym tonem, po czym oddaliła się ode mnie. Poczułem się trochę nieswojo.
Po chwili usłyszałem kroki dwóch koni. Poczułem wyraźny zapach Vendeli i kogoś jeszcze. Zgaduję, że to właśnie Cloud.
- Dobry wieczór. - odzywam się z szacunkiem do ogiera. Słyszę chichot ukochanej. Może jestem zbyt oficjalny, nie wiem.
- Przyszliśmy, by ogłosić, że...- zająknąłem się lekko - Że ja i Vendela zostaliśmy parą.
Oj, jak ja byłem ciekaw jego reakcji.
Cloud von Meteorite?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz