Patrzyłem przed siebie i zobaczyłem go, tajemniczego konia ze wspomnień Kaskady. Prawdzie powiedziawszy nie przypominał on w ogóle żadnego z nas. Jego ciało pokrywały liczne, niezagojone rany oraz zadrapania. Grzywa i ogon wyglądały jak podarte płótno, a z oczu wręcz tryskało zło. Wiedziałem, że będzie on trudnym przeciwnikiem, ale musiałem stawić mu czoła.
- Chodź - powiedziałem do Kaskady i wycofałem się w kierunku lasu. Było to miejsce, gdzie czułem się najpewniej. Zapadał zmrok, dlatego też drzewa był doskonałym schronieniem.
- Poczekasz tutaj - powiedziałem spokojnie, ale klaczy wyraźnie nie spodobało się moje rozporządzenie - to nie jest prośba - dodałem bardziej stanowczo. Ruszyłem przed siebie i stanąłem pomiędzy drzewami. Zacząłem przywoływać moje cienie oraz mgłę, która zmniejszyła widoczność. Poczułem za sobą powiew wiatru. Odwróciłem się nagle i zobaczyłem Kaskadę.
- Czy nie mogłaś posłuchać się mnie chociaż ten jeden raz? - powiedziałem z rezygnacją.
<Kaskada?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz