Kiedy się obudziłem, widziałem już bez problemu, co bardzo mnie
ucieszyło. Niestety, nie mogłem powiedzieć tego samego o tym, co
zobaczyłem przed sobą.
Byłem zamknięty w czymś na kształt klatki
zrobionej z grubych łodyg, natomiast przede mną rosły całe kępy
głogolistu. Ta dziwna roślina charakteryzowała się tym, że rosnąc w
dużej ilości ograniczała używanie jakichkolwiek mocy w promieniu
kilometra od swoich skupisk. Uśmiechnąłem się pod nosem. Jak dobrze, że
mój węch szwankuje. Głogolist wydziela nieprzyjemny zapach podobny do
trupiego. Jak miło, że mogę oszczędzić sobie tych doznań.
-
No proszę, postanowiłeś się jednak obudzić - wysyczał przepełniony
sztuczną słodyczą głos. Spojrzałem w stronę, z której dochodził i moim
oczom ukazała się kara klacz. Zaraz, zaraz...
- Mhh...- stęknąłem
unosząc obolałą głową. - Tak, postanowiłem jeszcze chwilę popatrzeć
przytomnie na ten podły świat. A ty jesteś...?
Kara uśmiechnęła się paskudnie, co pozwalało mi przypuszczać, że raczej nie prędko poznam odpowiedź.
- Czekaj, czekaj, to ciebie widziałem wtedy w lesie, zanim...
-...Zanim
zemdlałeś? Tak, to ja litościwie oszczędziłam życie intruza, który
naruszył mój teren. - podkreśliła dwa ostatnie słowa.
Przewiesiłem przednie kopyta przez stworzoną z łodyg kratę i wysunąłem pysk na tyle, na ile mi pozwalały.
-
Cóż za zaszczyt mnie kopnął. Dlaczego to zrobiłaś, słonko? Wlazłem w
końcu na twój teren, nie wiadomo, jakie miałem zamiary...- wyszczerzyłem
zęby w łobuzerskim uśmiechu, który był subtelnym wyrazem pomieszania
szyderstwa ironii.
- Na wpół żywy faktycznie mogłeś mieć
tylko złe zamiary. Do tego ślepy. - zakpiła - Dlaczego to zrobiłam?
Hm...też się zastanawiam. Może lepiej byłoby dobić cię tam, gdzie sam
postanowiłeś legnąć?
Zmrużyłem oczy. Jej złośliwy uśmiech wyrażał czystą pewność siebie, jakby była pewna wygranej.
-
Ach, tak, rozumiem. Chciałaś mnie zhandlować, co? Co to za frajda zabić
kogoś, kto i tak ledwo dycha, skoro może znaleźć się idiota, który
doprowadziwszy go do takiego stanu dałby wiele, aby móc dokończyć
dzieła, prawda?
Tym razem to kara zmrużyła oczy, lecz nie dała poznać po sobie nic szczególnego.
- Nad czym tak myślisz słonko?
-
Wyobrażam sobie właśnie te kłącza zaciskające się wokół twojej szyi. To
bardzo piękny widok, wiesz? Może też chciałbyś go zobaczyć?
Uśmiechnąłem się zaczepnie, po czym schowałem kopyta i pysk do wnętrza klatki. Westchnąłem wpatrzony przed siebie.
-
Zaciskaj więc. Mnie tam za jedno. - mruknąłem odwracając się do klaczy.
- A z resztą...nie będziesz mieć ze mnie żadnego pożytku, kotku. Bo
widzisz - wszyscy, którzy chcieliby zobaczyć mnie w częściach gryzą
piach. Wszyscy, którzy gotowi byli zapłacić ci za mój nędzny łeb
zwiedzają już tamten świat.
Zakręciłem się w miejscu i
położyłem opierając grzbiet o grube łodygi. Klacz wciąż śledziła mnie
wzrokiem, lecz zauważyłem w nich dziwny błysk. Ciekawość? Wybitnie
starała się coś ukryć, lecz nie była to ani złość ani frustracja. Nie
należała do tych, którzy dają się sprowokować byle czym. Wydawała się
raczej...zaintrygowana?
- Ach, wracając - jeśli już chcesz
mnie zaszlachtować, lepiej zrób to wręcz. Zauważyłaś pewnie, że mam
kłopoty z własnymi zmysłami. - pełen wyższości i szyderstwa grymas na
pysku klaczy potwierdził moje słowa. Ech, chyba byłem słabszy niż mi się
wydaje. - Otóż ten stan ma swoje plusy - do czasu, aż odzyskam władzę
nad sobą nie mogą mi zrobić krzywdy żadne moce. Ot, dar od losu.
Nie
okłamałem jej ani teraz, ani wcześniej; naprawdę było mi obojętne, co
będzie dalej. Jeszcze niedawno zachowałbym się pewnie inaczej, jednak
teraz było mi wszystko jedno. Co będzie, to będzie, z przeznaczeniem nie
należy walczyć. Może pisane mi jest zdechnąć tu, w środku jakiegoś
ponurego lasu, zapomnianym przez świat?
- Nie wydaje mi się jednak, abyś chciała mnie zabić od tak jesteś na to zbyt inteligentna. - mruknąłem sam do siebie, i dopiero po chwili zorientowałem się, że wypowiedziałem myśli na głos.
- Wrócę do ciebie jutro. -
powiedziała z tajemniczym uśmiechem. - Postaraj się nie tracić
przytomności zbyt często. - dodała głosem przepełnionym drwiną.
Odwróciła się i
po chwili zniknęła między roślinami. Mądrze postąpiła. Gdyby ktoś mnie
ścigał, do jutra pewnie wiedziałaby o wszystkim. Poza tym wydaje mi się,
że miała do mnie jeszcze inną sprawę, której nie potrafiłem wyczytać
jej oczu. Nie pozwalałam mi w nie zaglądać, dobrze wiedziała, jak się
zachowywać.
Ziewnąłem i położyłem głowę między przednimi nogami.
Ból głowy dawał o sobie coraz bardziej znać. Nawet nie pamiętam, kiedy
zasnąłem.
< Sharee? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz