-Ponieważ, jak zauważyłeś mój kochany, lubię robić to co dotychczas. Dzięki tobie mogłam się rozluźnić, a nuda mnie opuściła. Znacznie gorzej byłoby gdybyś nie był tak irytujący. Takich pozbywam się o wiele przyjemniej- mój szyderczy uśmiech poszerza się, tak samo jak pętle na szyi ogiera i kolce trującej rośliny- Ale dość już patrzenia, bo jeszcze popadnę w zachwyt. Skończmy to- powiedziałam już bardziej obojętnie, a mój uśmiech znikł z twarzy- Nie będziesz mieć spokoju ani na ziemi ani gdziekolwiek. Możesz się błąkać ile chcesz. Ale twoja dusza od zaraz będzie należała tylko i wyłącznie do mnie. Pozdrów tych na dole- posłałam mu ostatni uśmiech, by był on ostatnią rzeczą, którą ujrzy po śmierci.
Ogier nie mógł wziąć oddechu. Jego krtań zaciskała się coraz bardziej, a kolce przebijały skórę. Po jego białej, już ubrudzonej sierści zaczęły spływać strugi krwi. Zacisnął oczy z bólu.
-Powiedz papa- odparłam szeptem i wydłużyłam kolec w kierunku jego krtani.
Hagar?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz