Stałem zahipnotyzowany pięknem. Pięknem morza. Pięknem burzy. Pięknem świata, który otaczał mnie przez całe życie, a ja dopiero teraz go dostrzegłem. Dopiero teraz ujrzałem jego oblicze. Piękne, acz niebezpieczne. Morze... Woła mnie. Wołają mnie głosy. Woła mnie ten świat. Oddech mi przyspieszył, oczy zaszły mgłą, chociaż nigdy wcześniej lepiej nie widziałem tylu szczegółów, malych drobnostek, które dotąd nie zwracały mojej uwagi. Wiatr, fala, błysk, skała, huk. Grzmot. Chmury zebrały się nad morzem, fale wpadały na klif, a krople wody dosięgały nas w chwili uderzenia. Wiatr rozwiewał nasze mokre grzywy. Piasek unosił się nad ziemią, wciskając się nam do oczu. Fala nas dosięgnęła. Uderzyla w nas z taką siłą, że obydwoje zatoczyliśmy się do tylu. Zafascynowany znów podszedłem ponownie do morza. Szeptałem cicho do siebie caly czas:
- Piękne, piękne...
Poczułem szarpnięcie do tyłu. Nie zważając na nic wróciłem znów na swoje miejsce. I jeszcze jeden krok. I jeszcze jeden...
Znów ktos mnie pociągnął do tyłu. Odwróciłem się zły, z błyskiem obłąkania w oczach. Chce tu zostać!!! Tak mogę umrzeć. Wejde do wody, spotkam tam wszystkich... Głosy... Każą mi wejść do wody!!!
Huk, uderzenie, ból. Ciemność...
Obudziłem się w jakiejś jaskini. Obok mnie siedziała Midway, przez wejście wpadało dzienne światło. Zamrugałem.
- Co się stało?
(Midway?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz