środa, 6 lipca 2016

Od Daeven'a cd. Kaskady

Wiele razy powtarzałem sobie, że jestem niepokonany. Niezliczoną ilość czasu poświęcałem na nieustanne treningi. Zmarnowałem pół swojego życia na doskonalenie swoich umiejętności i to właśnie była chwila, w której to wszystko miało się przydać. Przed sobą widziałem trzy postawne ogiery z mocami, o których istnieniu nie miałem pojęcia. Wiedziałem, że będzie ciężko, ale jedno było pewne, musiałem wygrać tą walkę.
Pierwszy ogier uderzył od razu. Usiłował przygwoździć mnie do ziemi poprzez pnącza, które zaczęły obrastać całe moje ciało. Drugi zaś skutecznie blokował moje moce, byłem w pułapce.
- Pora zakończyć to wszystko - powiedział jeden z nich w kierunku Kaskady. Zebrałem w sobie wszystkie siły i wyrwałem przyciągające mnie do ziemi pnącza. Momentalnie przywołałem moje cie nie, które powaliły dwa ogiery w przeciągu paru sekund.
Wiedziałem, że moja moc słabnie. Jeszcze nigdy nie wykorzystywałem jej na tak szeroką skalę. Kaskada cały czas leżała na ziemi, ja zaś stałem w miejscu szukając trzeciego ogiera. Musiałem przestać marnować swoje siły. Wszedłem w umysły dwóch ogierów, które już i tak były osłabione i wymazałem ich wszystkie wspomnienia, po czym kazałem im odejść. Podszedłem do Kaskady jak najszybciej się dało.
- Gdzie on jest? - zapytałem jej cicho, ponieważ nie chciałem żeby ostatni morderca nas usłyszał
- Nie wiem - odparła cicho resztkami sił. Wiedziałem, że trzeba zabrać ją do uzdrowiciela, jednak ten, na którego śmierci zależało mi najbardziej cały czas pozostawał w ukryciu.
Po chwili wytchnienia poczułem mocne uderzenie w bok. Straciłem panowanie nad własnym ciałem, a następnie uderzyłem w drzewo, które stało parę metrów ode mnie.
- Sądziłeś, że mnie pokonasz? - zapytał kpiąco - Jestem silniejszy od was dwoje razem wziętych - spojrzał na Kaskadę, a następnie przeniósł wzrok na mnie - Ciebie zabiję na końcu, najpierw zobaczysz jak ona umiera - dodał z uśmiechem po czym odwrócił się ode mnie i ruszył w kierunku Kaskady. Próbowałem się podnieść, jednak rana od uderzenia jak i brak sił bardzo mi to utrudniały. Przed moimi oczami ukazała się moja matka
- Dasz rade Dae, uwierz w siebie - powiedziała spokojnie. Spojrzałem na mordercę, który w tym samym czasie skierował swój wzrok w moim kierunku. Nigdy nie chciałem zabijać, zawsze starałem się znaleźć inne wyjście, jednak tutaj go nie było.
- Śmierć - powiedziałem cicho, a pod ogierem ugięły się nogi.

<Kaskada?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz