- Lune! - krzyknąłem, patrząc jak klacz upada na ziemię.
Rozglądam się i robi mi się słabo z przerażenia.
Nad klaczą siedzi tłusty basior o szarej sierści. Tłusty a głodny.
Dyszy do ucha Lunie.
W panice nie mogę zebrać myśli. Nie wiem jak jej pomóc. Więc bez namysłu kopię wilka.
I po chwili osobnik jest zainteresowany mną i udziabaniem sobie mięsa z moich nóg.
I woła kolegów.
I nagle mnie olśniło.
Korzystając z mojego ukochanego żywiołu bez skrupułów wywalam wilki w powietrze.
Gdziekolwiek wylądują, będę poobijane i w głowie nie będą miały polowań.
Podchodzę do Luny. Ostrożnie trącam ją pyskiem.
- Lune... Wilków nie ma. Słyszysz mnie? Wszystko jest dobrze. - mówię spokojnie
Lune Onesta?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz