Zobaczyłem, że Lilith zasmuciła się. Chciałem więc zmienić temat na jakiś łatwiejszy, bo jej sprawy rodzinne są bardzo...niespotykane. Ja osobiście wolę być sierotą i mieszkać ze starszą siostrą, niż mieć matkę, która mnie nie chce, mieć ojca, którego nie znam i do tego jeszcze jakąś opiekunkę. To straszne! Ona nie może poczuć tego, co rodzina zazwyczaj czuje. Bo kiedy ja przytulę się do tej wiecznie zasmuconej klaczy, mojej siostry, to w jednym momencie uśmiecha się i mówi, że jestem dla niej jedynym na świecie i nikt nie umie jej tak pocieszyć, a to takie miłe...
- Lilith, chodź, zobacz... Ktoś biegnie.
Klacz odwróciła wzrok z mojej osoby na kierunek, który jej wskazałem. Ktoś galopował w naszą stronę bardzo szybko i zgrabnie. Nie mogliśmy dostrzec maści biegnącej osoby, ale ostatecznie zobaczyliśmy, że jest biało - czarna.
- Ktoś inny w stadzie jest takiej maści?
Spytała klacz. Pomyślałem chwilę...
- Nie, tylko Black.
Uśmiechnąłem się na jej widok, a ona wierzgnęła wykopując niesamowicie wysoko. Podkłusowała do nas i przywitała się bez wyrazu.
- Cześć. Wiecie co się stało przed naszą jaskinią, całkiem przed chwilą? Wybuchł pożar. Ale wszystko opanowane...
Opowiedziała jak to się stało, że najpierw rozpaliła ognisko, żeby trochę ogrzać jaskinię. Potem jakieś bardzo słabe drzewo przewróciło się na nie i była chwilowo w pułapce. Bo wtedy poszła coś zjeść i płonące drzewo uniemożliwiło jej ucieczkę. Patrzyliśmy na nią ze zdumieniem.
- Kto cię uratował?
- Nie mam pojęcia... widziałam tylko dobrze zbudowaną sylwetkę konia i...nagle leżałam na zewnątrz jaskini. Drzewa nie było, a ja musiałam stracić przytomność. Myślałam z początku, że to sen, ale podłoże przez jaskinią okazało się czarne. Żegnajcie, muszę się komuś jakoś odwdzięczyć.
I ruszyła w stronę jaskini.
<Lilith?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz