Are you,
Are you,
Coming to the tree.
They strung up a man,
They say who murdered tree.
Strange thinks did happen here.
No stranger would it be.
If we met at mignight,
In the hanging tree...
Zakończyłam jeszcze tą zwrotką, kiedy uzbierałam dość dużo gałęzi i mogłam już wracać do jaskini. To dziwne uczucie, jakby ktoś patrzył na mnie przez ten cały czas...takie podejrzane. Ale nie przejmując się tym robiłam co mogłam, aby wyglądać naturalnie, jakbym nie czuła niczyjej obecności. Układałam patyki przed jaskinią, starannie w mały stożek. Otarłam o siebie dwa kamienie i zaraz ognisko grzało już otoczenie. Wiatr zawiał teraz bardzo mocno, więc pobiegłam do jaskini. Wzięłam coś do jedzenia i - zanim miałam zawołać brata - zjadłam obiad. Słyszałam huk wiatru. Spoglądałam na wyjście z jaskini. Ogarnął mnie niepokój. Odwróciłam wzrok i starałam się myśleć o czymś innym. Usłyszałam zgrzyt czegoś, jakby ktoś łamał sobie kości. Nie pytajcie, skąd znam ten odgłos, pie*dolona przeszłość... Wyjrzałam z groty i spojrzałam na spadające na mnie drzewo. Szybko schroniłam się w jaskini. Serce biło mi jak szalone, nie mogłam złapać tchu. Owa roślina upadła prosto na ognisko. Myślałam, że je zgasiło. Byłam w błędzie. Potężne drzewo stanęło wręcz w ogniu. Nie darłam się, chciałam przeskoczyć ową przeszkodę, ale byłam zbyt wycieńczona psychicznie. To było jakbym dostała głazem w skroń. Widziałam mroczki, ledwo trzymałam się na nogach i byłam już myślami w innym świecie. Upadłam spanikowana. W ogniu zobaczyłam postać, która wyglądała jak cień. Nie mogłam jej opisać. Przeskoczyła przez drzewo i usłyszałam coś w stylu 'halo...'. Obudziłam się przed jaskinią. W miejscu, w którym jeszcze przed chwilą było drzewo został czarny ślad na ziemi. Wtedy pobiegłam do With'a i Lilith. Opowiedziałam im o tym wszystkim i pomogli mi szukać tego kogoś. Nic z tego, musiałam sobie radzić sama. Szukałam tego, który mnie uratował. Może Havana coś o tym wie? Udałam się więc do alfy. Zastukałam w jaskinię. Wyszła z groty.
- Witaj...może wiesz, kto uratował mi życie...wiesz o pożarze?
Spytałam pospiesznie.
- Tak wiem o tym całym zdarzeniu. I nie zgadniesz kto mi o tym powiedział. Twój wybawiciel...
Odpowiedziała miłym tonem głosu.
- Któż to taki?
W moich oczach błysnęła iskra nadziei.
- Wejdź do mojej jaskini, a sama się przekonasz...
Wchodzę, widzę nieznajomego ogiera.
- Cześć.
Powiedział, na co zarumieniłam się. Wstydziłam się, że nie poradziłam sobie...przecież kilka miesięcy i będę miała trzy lata, powinnam być całkiem samodzielna.
- Witaj. Black Meadow.
- Znam twoje imię. Ładnie śpiewasz.
Zamyśliłam się.
- Więc to twoją obecność czułam, kiedy zbierałam drewno do ogniska. Ach, nie lubię jak ktoś za mną chodzi. Ale nie mam ci tego za złe, jesteś bardzo odważny...tak w ogóle, to nie znam twojego imienia. Jak ci na imię?
Spytałam.
<Jakiś dzielny wybawicielu Meadowki? Dokończysz ktoś? Łogiery poproszę... XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz