Podeszłam bliżej do karego ogiera i dotknęłam go kopytem.
-A teraz? -zaśmiałam się.
Contesimo udał oparzonego i odskoczył gwałtownie na bok. Zaczął dmuchać w dotkniętą nogę.
-Poparzyłaś mnie! Ty zła! -krzyknął, a na jego twarzy pojawiły się smutne oczy.
Za nieudolne udawanie zbitego psa dostał mocnego kuksańca w bok.
-Nie udawaj. Nie wychodzi ci to. -powiedziałam z ironią w głosie.
-No dobrze. -uśmiechnął się. -Zostawmy sprawę twojego żywiołu na później, okej?
Nie wierzyłam w jakąkolwiek moc, którą mogłabym posiadać. Ogier ciut przesadzał. Jestem zwykłym koniem, nikim z nadprzyrodzonymi umiejętnościami.
Nie wiem dlaczego tak się dla niego otwarłam. Może sam uśmiech to niedużo, ale dla mnie.. naprawdę wielki krok. Myślałam, że nie spotkam już nigdy istoty, do której się uśmiechnę. A tu niespodzianka... Zostać tym obdarowanym przeze mnie to rzadka sprawa. Moja twarz była kamienna odkąd pamiętam. Dlaczego uśmiechałam się do tego konia?
-Gdzie teraz idziemy? -zapytał ochoczo.
-Nie znam terenów, zapomniałeś? Poza tym, nie uważasz, że ciut się ściemnia?
<Conte?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz