piątek, 26 lutego 2016

Od Ocean

Rankiem wstałam pierwsza, wydawało się że każdy jeszcze ma słodkie sny. Nikt nie wyszedł ze swojej jaskini, ale już świtało. Pierwsze promyki słońca muskały moją długą grzywę przedzierając się przez konary drzew. Ziewnęłam przeciągle i zaczęłam się rozciągać, tak jest co dzień. Uśmiechnęłam się na początek pięknego dnia,  po czym powoli zaczęłam kierować się nad rzekę. Tam napiłam się orzeźwiającej wody , wyglądało to troszkę łapczywie. Mlaskałam głośno , nie wiadomo gdzie było mnie słychać. Westchnęłam będąc w stanie idealnym, teraz tylko wybrać się po coś do jedzenia. Najbardziej pasują mi rośliny górskie. Nie mam zamiaru iść w góry, może jakby iść do ludzi...Nie, są tutaj jabłka i inne pyszne owoce. W oddali zauważyłam ogromną jabłoń, były na niej piapirówki. Uwielbiałam je więc stanęłam na tylnych nogach, po czym szybko zerwałam najniżej uwieszony owoc i schrupałam go ze smakiem. Mmm...te owoce! Były soczyste i słodkie, wręcz idealnie, dojrzałe! Kiedy już się najadłam, odwróciłam się i zrobiłam pierwszy krok w przód. Nagle usłyszałam:
- Jesteś ze stada Rivers Moon?
To pytanie mnie zdziwiło, obróciłam się by zobaczyć postać która mi to zadała. Był to ogier, młody i wyglądający na dość niskiego konia. Jednak wyższego ode mnie.
- Nie, z całkiem innego stada...
Prychnęłam. Byłam dziś w wyśmienitym humorze, jednak młode towarzystwo prędko mi psuje taki dobry stan ciała i duszy.
- Może jednak wiesz, gdzie owe się znajduje?
Pomyślałam chwilę, ale tylko moment, po czym natychmiastowo odpowiedziałam:
- Nie. Przecież to stado dawno już zostało zniszczone.
Natrafiłam na nie kilka lat temu, a raczej na opowieść o tym stadzie. Młody podziękował i chciał pójść dalej, kiedy zawołałam szybko:
- Poczekaj!
- Tak?
Odwrócił się ze smutkiem.
- Bo, możesz przecież dołączyć do tego sta...
Nim zdążyłam dokończyć zdanie, a raczej ostatnie słowo, zobaczyłam lecącą strzałę, która wbiła się dokładnie w krtań młodego ogiera i natychmiastowo się udusił. Chwilę milczałam patrząc na ofiarę przed sobą. Obejrzałam się za punktem, z którego musiała zostać wystrzelona strzała. Podeszłam kilka małych i niepewnych kroków w tamtą stronę trącając niechcący tylną nogą zwłoki. Zobaczyłam grupkę ludzi, który nie zauważyli mnie obok potężnego kamienia. Byli ubrani tak samo; każdy z nich miał sztywne, ciężkie ubranie w ciemnych kolorach. Nie potrafiłam określić dokładnie typu takiego ubioru. Dlaczego korzystali z łuków, jeżeli zawsze mają te swoje pistolety...? Przecież szybciej by go załatwili... usłyszałam, że mówią następujące słowa:
- Dobra robota, wreszcie większa zdobycz!
Zaśmiał się starszy.
- Bierzemy go?
- Zostawmy śmiecia.
Usłyszałam. Był to całkowity brak szacunku do stworzeń mądrzejszych od ludzi. Wściekłam się nie na żarty, ale nie miałam czasu, ani zdrowia rozliczać się z tymi oprychami.
- Bezczelność...
Mruczałam. Podeszłam do zwłok, gdzie stał jakiś inny koń. Przystanęłam obok niego i patrzeliśmy na martwego konia.
- Przed chwilą z nim rozmawiałam. To takie straszne dla słabych i prawdziwe dla takich, jak ja...
Powiedziałam do stojącego obok mnie, wysokiego konia. Bo kto by był niższy ode mnie. Jedynie kuc. Podeszłam do zwłok i bez obrzydzenia wyjęłam z krtani strzałę. Przyda mi się jeszcze.

<Dust Bolt?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz