sobota, 13 lutego 2016

Od Dreamer'a CD Havana

Uważałem stawiając każdy, nawet najmniejszy krok. Czasami patrzyłem przed siebie, ale usiłowałem patrzeć pod nogi, ponieważ kamienie szybko zsuwały się w dół. Na dole było to coś w rodzaju stożków piargowych, granitowych usypisk pod górą. Później były to nieco większe kamienie przypominające wielkość kopyta konia. Patrzyłem na niepewnie stąpającą po kamieniach Havanę. Miałem złe przeczucia, słusznie. Nagle klacz zsunęła się z kamieniami w dół. W ostatnim momencie złapała zębami mój ogon i wciągnąłem ją na bezpieczniejszy odcinek położony trochę wyżej. Posłała mi tylko miły uśmiech, niczego też więcej nie oczekiwałem. Wiatr zawiał gwałtownie dając nam do zrozumienia, że jesteśmy już wystarczająco wysoko i powinniśmy zejść już, aby zaglądać na inne tereny. Musieliśmy już iść dalej. Na inny teren, musiała pokazać mi jeszcze dziś wszystkie. Schodząc ostrożne w dół mogliśmy u podnóża zacząć galopować. Jestem potężnym ogierem, podobno mieszanką konia andaluzyjskiego z dwoma rasami niskich koni zimnokrwistych, więc moje foule były wolniejsze i z hukiem przebijające się przez powietrze. Klacz zaś, drobniutka fiordzka alfa, robiła drobniutkie, szybkie kroki, będąc niskim i zgrabnym koniem. Po małej chwili znaleźliśmy się obok mostu. Już chciałem postawić krok stąpając po nim, kiedy alfa mnie powstrzymała. Powiedziała, że ten most zwą Zdradliwą Przystanią. Nawet nazwa budziła grozę i nieufność, co do tego miejsca. Chwilę jeszcze postaliśmy w tym miejscu przysłuchując się zdradliwemu wiatr i uderzeniami wody o ląd. Musieliśmy iść dalej, przecież nie poznałem nawet połowy terenów owego stada. Poznałem też Most Donikąd, ciekawy obiekt znajdujący się dość daleko od Przystani. Wyglądał niewinnie, jednak z tego, co opowiadała mi alfa, nie powinienem zapuszczać się w głąb tego lasu idąc po moście. Potem jeszcze wszystkie pozostałe tereny, a kiedy wyszliśmy z Siarkowego Lasu, tak kamiennego miejsca, w którym nawet najszczersze uczucia mogłyby zostać utopione w siarkowym jeziorze, przez jego wstrętny zapach i wygląd, zorientowałem się, że właśnie poznałem całe stado. Od A do Z, a może to tylko złudzenie? Może nie wiem jeszcze o czymś na tyle ważnym, że wiedza o tym mogłaby uratować moje życie...? Zaraz dowiedziałem się o tym, szybciej niż myślałem...
- Dreamerze...jest coś jeszcze, co powinieneś wiedzieć. Oprócz tego, że naszymi wrogami, którymi są trzy stada: Niebieskich Żywiołów, Błyszczących Oczu i Black Star i nieznanych koni jako strażnik powinieneś nie wpuszczać na nasze tereny, jest jeszcze ktoś, kogo nikt nie może pokonać, a należy się go strzec na każdym kroku, nasz odwieczny wróg. Jest nim Sangre. Okrutny demon, który uwielbia wręcz zabijać...wcielenie zła. Jest jednak jeszcze ktoś, nasz nowy wróg: Ardor. On znęca się raczej psychicznie nad innymi stworzeniami i jeszcze jedno. Upodobał sobie Woskowy Las, włada wreszcie ogniem. Ale to tylko ostrzeżenia, wcale nie musisz ich spotkać. Wielu jest takich.
Słuchałem klaczy jak to źrebaki słuchają opowieści starszych... Niesamowite, jak zdołała wywołać jedną opowieścią tyle emocji u takiego konia, jakim jestem ja. Niepewność, tajemniczość, strach...po nim przyszedł spokój, kiedy tylko zobaczyła moje zdenerwowanie, uspokoiła mnie, jednym zdaniem. Był już wieczór, a raczej coś pod godziny nocne. Zaprosiłbym ją na chwilę do jaskini, ale jestem strasznie zmęczony. Kiwnąłem więc tylko głową, że zrozumiałem, pożegnałem się. Wróciłem znajomą już dróżką do tak bardzo spokojnego miejsca, jakim jest Rajska Plaża. Przestępowałem przez nią z rozluźnioną szyją, lekko zwisającą głową i relaksowałem się zapadając się trochę w piasku. Długa grzywa wpadała mi do oczu, otrząsnąłem się cały, jak to zawsze robią konie po wytarzaniu się w błocie. Zmierzałem do mojej jaskini - miejsca, gdzie od dzisiaj mieszkam i odpoczywam. Wreszcie znalazłem się w niej. Rzuciłem jakieś zaklęcie, aby rozpalić ogień na patykach ułożonych poprzednio przeze mnie przed grotą. Zaraz zapłonęły żywym ogniem. Ale mam szczęście, że mieszkam blisko lasu! Pełno drewna, żeby się rozgrzać. Zima dawała jeszcze jednak siwe znaki. Nocą stopni było kilka na minusie. Musiałem na nowo rozpalać wszystko nad ranem, gdyż obudził mnie powiew wiatru, który zgasił też ognisko. Później zasnąłem i spałem dość długo.

***
Obudziłem się późno, bo kiedy wyjrzałem na zewnątrz słońce świeciło już bardzo mocno tak, jak robi to w samo południe. Zjadłem więc kilka jabłek i marchewek, które wziąłem jeszcze przed dołączeniem do stada od jakiejś starszej klaczy, która pewnie miała je z jakiejś farmy, ale mniejsza o to. Dała mi je, w zamian za użycie mocy na odmłodzenie jej pół roku. Błahe, ale chciałem jej pomóc. Obecnie wyczerpałem już tą moc - nie miałem jej na zawsze, bowiem ma ona swoje limity. Później wziąłem kąpiel w ciepłym morzu na Rajskiej Plaży - tuż przy mojej jaskini. Wiatr leciutko wiał unosząc małe fale. Nagle zobaczyłem znajomą już klacz. Podbiegłem do alfy i przywitałem się.

<Havana?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz