Śnieg rozpadał się na nowo, a bure chmury zakryły niebo. Stojący przed moją jaskinią ogier patrzył na mnie z nadzieją. Nie mógł należeć do stada, wyglądał jakby od wielu dni wędrował samotnie. Jego długa, gęsta sierść byłą mokra od śniegu, w którym spał. Sprawiał wrażenie bardzo osłabionego, choć dumną sylwetką starał się to ukryć.
Kiedy pierwszy raz go zobaczyłam od razu przypomniał mi się Thorin - srokaty ogier, który zimą po prostu przyplątał się do jednostki. Był słaby, chudy, słaniał się na nogach i było mu już wszystko jedno. Nasi ludzie zajęli się nim w ostatniej chwili.
Stojący przed moją jaskinią gniadosz sprawiał podobne wrażenie, choć był w znacznie lepszym stanie.
- Minus dziesięć stopni nie jest wielką tragedią. Nie wyglądasz na takiego, któremu straszne są ujemne temperatury. Chodzi ci o coś innego - ponownie zmierzyłam go wzrokiem, po czym westchnęłam i wzniosłam oczy ku niebu. - Właź. Ale tylko na jedną noc.
Ogier lekko się uśmiechnął i nie czekając aż zmienię zdanie podniósł sosnowe gałęzie zasłaniające wejście do mojej jaskini, otrzepał się i natychmiast po wejściu przymknął oczy rozkoszując się ciepłem.
- Do twojej dyspozycji jest tamta część jaskini. Jeśli jesteś głodny, częstuj się - tu wskazałam głową na belę siana. Pierwszy raz w życiu znalazłam się w takiej sytuacji i już wiedziałam, że zupełnie się do tego nei nadaje.
Nie wiem, czy to jakiś dziwny, nagły impuls, czy też wspomnienie srokatego przyjaciela skłoniły mnie do wpuszczenia zupełnie obcego ogiera do swojej jaskini, ale trudno, słowo się rzekło. Ruszyłam w stronę miejsca, które służyło mi za spiżarnię, gdy przypomniało mi się jeszcze coś. Stanęłam i nie odwracając wzrok powiedziałam:
- I jeszcze jedno. Nie mam zamiaru cię niańczyć. Zostajesz tu tylko na jedną noc, potem radzisz sobie sam. Jasne?
< Dust? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz