środa, 10 lutego 2016

Od Slavy do Cloud'a

Wreszcie nastał odwilż. Obudziły się ptaki, przyroda nabrała -co prawda szaro burych, ale jednak- kolorów. Znudziła mi się ciągle otaczająca mnie biel i zimno na siłę wpychające się z buciorami do jaskini. Ciągłe siedzenie w grocie zaczęło mnie przytłaczać. Czy ja naprawdę muszę bać się wszystkiego i wszystkich? Tak, zdecydowanie. Nie wiadomo kogo lub co spotkam na swojej drodze. Wystarczająco przeżyłam, by mieć powód do obaw przed każdym stuknięciem kopyta. Nienawidzę innych koni, nie mogę patrzeć im w twarz. Brzydzę się ich. Nie chcę z nimi kontaktu... nie chcę.
Ech.. co ja mówię. Chcę bliskości drugiej osoby. Chcę wreszcie się uśmiechnąć.
***
Niepewnie wychyliłam łeb zza ściany jaskini. Przyjemny wiatr dmuchnął mi w pysk rozwiewając opadającą na czoło grzywkę. Obejrzałam się parę razy i upewniłam czy aby na pewno w pobliżu nie ma żadnego konia. Nieśmiało postawiłam krok. Wyszłam niechętnie na dwór. Odetchnęłam. Postanowiłam wybrać się na spacer, co nie było dobrym pomysłem...
Po kilku minutach rozgrzewki przyśpieszyłam. Kłusowałam leśną ścieżką cicho podśpiewując. Miałam pewność, że słyszy mnie jedynie natura. Mogłam sobie pozwolić na coś takiego. Rozochocona ciągle biegłam. Nagle coś mnie tchnęło. Zatrzymałam się gwałtownie i nastawiłam uszu. Dobiegał do nich cichy pomruk. Zaczęłam się odruchowo cofać. Wiedziałam, że nie może zwiastować to nic dobrego. Przeraziłam się nie na żarty. Chciałam brać nogi za pas, ale nie miałam szans na ucieczkę. W jednej chwili przede mną pojawił się potężny basior. Obróciłam się na zadzie, spode mnie buchnęła wielka chmura piachu. Wilk był szybszy. Nim się obejrzałam poczułam jego wielkie ciało spadające na mnie. Wbił kły w mój zad rozrywając boleśnie skórę. Zaczęłam wierzgać i wyć z bólu. Nie miałam szans...
Usłyszałam nasilający się tętent kopyt. Ktoś zbliżał się z odsieczą... Poczułam, że tracę przytomność. Śmierć była blisko. 

<Cloud von Meteorite?> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz