Kiedy Qerido mówił te czułe słowa, sprawiło mi to
przyjemność, no i zrobiło mi się jakby ciepło na sercu. Uśmiechnęłam się lekko,
po czym delikatnie musnęłam chrapy partnera.
- Ja też Cię kocham. – szepczę. – Jednak nie możesz mi tego
zastąpić tego co straciłam, a ja nie powinnam do tego wracać, no bo w końcu to
przeszłość, prawda?
Ogier tylko kiwa głową i uśmiecha się lekko w jego kierunku.
Ruszyliśmy dalej, ale myślami wciąż byłam przy obcej sylwetce konia. Może go,
bądź ją, znałam, ale tego nie wiem? Jednak szybko odganiam myśl o tajemniczej „osobie”.
Qerido szedł obok mnie, spokojnym i powolnym krokiem. Rozglądał się na
wszystkie możliwe strony. A ja? Zaczęłam go wyprzedzać, bez jakiekolwiek
skutku. On nadal szedł jakby nigdy nic. Może był zamyślony, a może czegoś
poszukiwał? Chociaż… Dobra, stwierdzam iż jestem tego nieświadoma. Zatrzymuję
się momentalnie, bo nie wiem gdzie zmierzamy. Niepewnie odwracam się do
partnera, który jakby analizuje wszystko i przemyśla gdzie iść dalej. Nic nie
mówi, stoi nieruchomo i nagle zawraca. Podchodzę do niego, zrównuje z nim kroku
i patrzę nieświadoma na jego łeb, który jest wysoko uniesiony. Nie wiedziałam
gdzie on chciał iść, ale też nieco mnie to zdziwiło kiedy momentalnie znowu
pojawia się postura obcego.
Qerido? Brak pomysłu, wybacz. :c
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz