Rzeczywiście, pamiętam, że jakaś klacz badała mnie przy tym jak dołączyłem ale za nic nie mogłem przypomnieć jej imienia. Vendela. Notuję to gdzieś w pamięci. W chyba nieużywanym dotąd obszarze.
Po raz pierwszy ktoś powiedział mi, że mógłbym się do czegoś przydać znając moją tajemnicę.
- Myślę, że dam radę Ci pomóc. Tylko trzymaj się gdzieś blisko, żebym wiedział gdzie idziesz. Albo od czasu do czasu się do mnie odzywaj. Wystarczy szept. - odzywam się, nie mogąc uwierzyć, że ktoś chce ze mną rozmawiać.
Przypomniała mi się moja ostatnia 'rozmowa' z Kiarą. Może nie każdy jest zły.
- Tylko się skup, bo chyba trochę bujasz w obłokach - rzekła Vendela, może z uśmiechem nawet, bo głos miała radosny.
Pokiwałem głową na znak, że teraz będę uważał.
- Uwaga, ruszamy. - powiedziała klacz - Prosto, do przodu. Słyszysz coś? - spytała cicho samica
A ja nie ruszyłem ani trochę do przodu i stałem nadsłuchując.
Słuchałem szeptów wiatru zmieszanych z krokami. W pewnej odległości ktoś szedł. Słyszałem wyraźnie kroki, prawdopodobnie jakiegoś dorosłego konia. Tylko, że nie szedł ciągle. Zatrzymywał się co parę kroków. Może czegoś, kogoś szukał? Może coś mu się stało? A może coś zrywa? Podnosi? Moja głowa była pełna pytań.
- Kogoś słyszę. Jakieś... - staram się oszacować - Takie....trzysta metrów. Za nami, albo trochę w bok. Co chwilę się zatrzymuje. - relacjonuję Vendeli, co udało mi się usłyszeć.
Vendela von Meteorite?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz