Zaskoczony, nie ruszyłem się, ani nie odpowiedziałem. Wracając z długiego spaceru pragnąłem jedynie się położyć spać. Chodziłem cały wieczór i dopiero po północy znalazłem się pod jaskinią, chociaż bardzo rzadko w niej spędzałem czas. Zazwyczaj wolałem spać pod gołym niebem, dzisiaj jednak było inaczej. Gdy jednak wszedłem do mojego mieszkania na posłaniu ujrzałem śpiącego konia, a gdy zbliżyłem się stwierdziłem, że to klacz. Klacz, która teraz prosiła, żebym nic jej nie robił, klacz śmiertelnie przerażona.
- Spokojnie - powiedziałem cicho, spokojnym głosem.
Kiedy klacz nie przestała panikować, schyliłem pysk i pomogłem jej wstać. Gdy wreszcie to się udało, obca oparła się o ścianę z tyłu, próbując uciec. Westchnąłem i spojrzałem jej w oczy.
- Ej, nic ci nie zrobię - mówię, przechylając pysk na lewo - Spokojnie - powtórzyłem
Uspokoiła się nieco. Odetchnąłem z ulgą.
- Jak się nazywasz? - spytałem starając się, aby mój głos nie drżał. Nie potrafiłem nigdy zajmować się przerażonymi klaczami.
- Slava - odparła cicho
Kiwnąłem pyskiem. Również się przedstawiłem, a Slava chyba powoli dochodziła do siebie. Doszedłem do wniosku, że o tej porze nie ma sensu ją przepytywać, więc odezwałem się:
- Połóż się - wskazałem pyskiem posłanie - Spokojnie, obiecuję, że nic ci nie zrobię.
Klacz zrobiła to, o co prosiłem, a ja sam wyszedłem z jaskini. Widocznie czekała mnie kolejna noc pod gwiazdami.
(Slava?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz