- Havano?
Klacz odwróciła się i uśmiechnęła się łagodnie. Jej jaskinia wydała mi się nagle jakaś strasznie smutna.
- Cass, miło cię widzieć.
Zdobyłem się na słaby uśmiech. W tej klaczy było coś takiego, że nawet w tej sytuacji musiałem się uśmiechnąć.
- Havano, muszę ci coś powiedzieć. Trochę mi głupio po tym wszystkim i smutno strasznie...poza tym zachowałem się jak idiota...no i...
- O co chodzi?
- Muszę odejść ze stada.
Ostatnie słowa z trudem przeszły mi przez gardło. Havana stała i patrzyła na mnie tak, jakbym zaraz miał oświadczyć, że przecież tylko żartuje.
- Przepraszam, Havano.
Nie czekając na jej reakcje po prostu podszedłem bliżej i przytuliłem zdziwioną klacz. Będzie mi jej naprawdę potwornie brakować, choć nie to najbardziej mnie gnębiło. Bałem się, że znikając z jej życia od tak, z dnia na dzień to jej zrobię krzywdę. To, że ja będę cierpieć nie stanowiło problemu. Należało mi się.
Tuż przed wyjściem jaskini zatrzymałem się i ostatni raz spojrzałem w jej oczy.
- Trzymaj się, Havi. I nie daj się tym wszystkim ogierom, zasługujesz na kogoś wyjątkowego - ponownie smutno się uśmiechnąłem i po prostu odszedłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz