Właśnie tymi słowami obudziłam się w nocy, nieprzytomnie podnosząc ciężką głowę z posłania i kierując zaspany wzrok na kąt jaskini, gdzie leżała sterta śmieci. Całkiem nie potrzebnych. Aż dziwne, że jeszcze dwa tygodnie temu miałam sentyment do tych rzeczy. Bałam się ich wyrzucić, mając wrażenie, że za nimi zatęsknię. Nie chciałam tego robić. Lecz teraz gdy moje śpiące spojrzenie skierowało się na przedmioty nie czułam nic, prócz ich bezużyteczności. Zbierał się na nich ogromny kurz. Czas było się ich pozbyć.
Szkoda tylko, że ta myśl przyszła o 4 nad ranem. Wstałam ociężała, najpierw wyciągając przednie nogi, potem podnosząc się na tylnych. Zatrząsałam grzywą, otrzepując się i wolnym krokiem podeszłam do śmieci.
Nie zwracałam uwagi na godzinę. Po kilku minutach monotonnego przenoszenia rzeczy jakoś wczułam się w to wszystko. Stworzyłam swój własny rytm pracy. Nie uważałam, że należy mi się pomoc. Jeśli się sprężę do 7 rano spokojnie dam radę. Mam przynajmniej taką nadzieję. Zaczęłam myśleć co jeszcze jest do zrobienia. W sumie nie widziałam wielu ważnych rzeczy. Przecież stado doskonale wie co robić. Chyba, że ruszenie tyłków wypatrującym. Ostatnio żadnego raportu. Jak na razie strażnicy spisują się na medal. Raport co tydzień ze szczegółowym opisaniem. Już wiem kogo ochrzanić z wypatrujących. Jest jeden taki co mi się tu nie pokazuje od długiego czasu. Na pewno dostanie lekcje. Pewnie kopytka mu się połamały, dlatego mnie nie odwiedza.
A z innych planów? Skoro już zajmuję tym syfem w kącie to wypadałoby wysprzątać całą jaskinię. To co, że wiosenne porządku dawno minęły. Kiedyś lubiłam sprzątać, ale teraz gdy patrzę na te pajęczyny i ogólny "porządek" od razu odchodzą ze mnie wszystkie siły.
Nagle usłyszałam stukanie kopytem o bruk, które wyrwało mnie z zamyślenia. Ciekawe kto o tak wczesnej godzinie, prócz mnie i wyjątków w stadzie wstaje o 4 rano. Odwróciłam się, na początku z obojętnością w oczach, jednak gdy zobaczyłam lśniącą, gniadą sierść u progu i te brązowe oczy, które wyjątkowo zapamiętałam, zatkało mnie. One właśnie śledziły mnie przez miesiące i we snach. Za każdym razem gdy chodziłam nad Jezioro Roku, gdy patrzyłam w spokojną taflę wody widziałam ten błysk.
Castelan.
Dawno myślałam, że odszedł na zawsze. Z każdym dniem traciłam nadzieję, że jeszcze ujrzę tego konia. Ogiera, który przez tak krótki czas stał się moim przyjacielem, któremu mogłam powierzyć każdą tajemnicę, przykrość, żal czy radość. Podzielić się swoimi przemyśleniami i zaprowadzić gdzie tylko pomyślałam.
Zaczął coś mówić. Nie do końca rozumiałam o co mu chodzi. Po pierwsze byłam zbyt zszokowana, pod drugie bełkotał coś pod chrapami niezrozumiale, cały czas stojąc w miejscu i wymachując swoją gęstą grzywą.
Otworzyłam pysk by coś powiedzieć, ale z mojego gardła nie wydobył się nawet cichy pisk.
-Noo, śmiało! Możesz mnie opietruszyć, nie wstydź się, zasłużyłem!- powiedział już bardziej swoim głosem, robiąc krok w moją stronę.
Rzeczywiście miałam ochotę go zakopać i mieć spokój. Gdybym była na prawdę wredną, opryskliwą szmatą, na pewno krzyknęłabym żeby się wynosił i nie pokazywał więcej na oczy. Za to dawna Havana rzuciłaby mu się na szyję, a po jej policzkach spłynęłyby łzy szczęścia. Zaczęła by opowiadać o swoich przeżyciach, o tym jak bardzo tęskniła. Zasypała by go milionami pytań o tym gdzie był, co robił, czy tęsknił i tym podobne.
Jednak ja nie mogłam wydobyć z siebie ani słowa. Stałam cała sztywna, wpatrując się w Castelana jak słup soli. W pewnym momencie pomyślałam, że to tylko omamy, lecz gdy ogier podszedł bliżej byłam pewna, że to nie sen.
Spuściłam głowę, a wraz z nią swoje spojrzenie, co chwila patrząc to na stertę śmieci to na Casa. Tak jakbym próbowała wszystko sobie poukładać, lecz w mojej głowie była pustka. Nic. Żadnych myśli, radości czy smutku.
-Akurat sprzątałam. Chcesz mi pomóc?- tylko to zdołało ze mnie wyjść. Nie kontrolowałam tego. Ale poczułam ukłucie. Tak jakby w środku jakaś maluteńka szpilka zakuła mnie w duszę. Coś poczułam, ale nie byłam pewna nawet w 50% czy to prawda. Odwróciłam się szybko w stronę śmieci i wróciłam do swojego zajęcia, lecz jakby z rutyny. Moja mina nadal była pełna wątpliwości i zszokowania.
Castelanku? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz