Coraz bardziej przerażał mnie styl mówienia ogiera. Traktował mnie jak szmatę. Jakbym miała spełnić jego chore zachcianki.
Jeszcze czego.
Mimo, że przeszłam piekło znam swoją godność. Mi się nie staje na drodze.
Zatrzymuję się. Czekam aż podejdzie. Udaję spokojną choć w środku cała się trzęsę.
Podchodzi do mnie. Uderzam go kopytem w pysk po czym po prostu uciekam.
Lecę, lecę jak wiatr.
Niezależna dusza, która nie da się nikomu skrzywdzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz