niedziela, 7 lutego 2016

Od Dust Bolta CD Troi

Kilka razy zamrugałem oczami, lekko zakręciło mi się w głowie. Wyostrzyłem wzrok, który spoczął na sylwetce znanego mi już konia.
-Witaj Trojo. 
-Witaj.. Co ty tu robisz? -zapytała z lekkim zdziwieniem. 
-Chciałbym zapytać cię o to samo. 
-Miałeś iść do alfy. 
Popatrzyłem na nią i westchnąłem.
-Ale znów się zgubiłem, zadowolona? Tereny tego stada są tak rozległe, że nie jestem  w stanie odnaleźć żywej duszy. 
-I akurat wpadłeś na mnie. -mówiąc to, dałbym głowę uciąć, lekko się uśmiechnęła.
-Nie mada.. Trojo. Ty wpadłaś na mnie. -puściłem jej oczko. -Może byśmy się gdzieś przeszli? Skoro już tu jesteś. 
-Mogę, co najwyżej, zaprowadzić cię do alfy. 
-Dobrze. A więc chodźmy. 
Ruszyliśmy przed siebie wolnym krokiem. Nie rozmawialiśmy ze sobą, szliśmy w ciszy. Nigdy nie byłem zbyt rozmowny, więc nie inicjowałem rozmowy, która zapewne niezbyt by się kleiła. Droga wciąż się dłużyła, co nie podobało mi się, ponieważ nad nami zawisły burzowe chmury. 
-Nie podobają mi się dzisiejsza pogoda, spójrz na niebo. Może być nieciekawie. -palnąłem w końcu.
-Przesadzasz, już niedaleko. 
-Nie przesadzam, zapowiada się śnieżyca. Mam żywioł wody, co wiąże się w jakimś stopniu z pogodą. Nie jestem na nią odporny, ale wiem kiedy będzie padać. 
-Chodź i nie marudź. 

Przewróciłem oczyma i posłusznie szedłem za Troją. Nie musieliśmy długo czekać, poczułem na pysku pierwsze płatki śniegu. 

-A nie mówiłem? -już zaczyna.
-To tylko potulny śnieżek, nic ci nie zrobi. Chodź.
Warknąłem pod nosem. Śnieg zaczynał padać szybciej, gęściej. Spadał wielkimi płatami. Zaczynała się prawdziwa burza śnieżna. świat powoli ginął w odmętach bieli. Zimny wiatr rozwiał moją grzywę opadającą mi na czoło. Zacząłem się odruchowo cofać, nie mogąc złapać oddechu. Byliśmy na otwartej przestrzeni, co jeszcze bardziej narażało nas na działanie śnieżnego sztormu. 
-Do lasu! Szybko! -wydałem rozkaz i udałem się najszybciej jak potrafiłem w  las. 
Troja pobiegła za mną. Logiczne było, że w gęstym borze burza nas nie dotknie aż tak bardzo. 
-Musimy to przeczekać, nie ma wyjścia. 
-Myślisz, że zrobi mi coś śnieg? Hah! Dobre - zadrwiła ze mnie.
Miałem dość jej bezczelności, wciąż ze mnie żartowała, w jej głosie ciągle słychać było irytację.
-Radź sobie sama, do widzenia.
Udałem się wolnym krokiem w głąb lasu, wkrótce zniknąłem między drzewami zostawiając Troję samą. Miałem w łokciu to, czy zamarznie czy zjedzą ją wilki.
Jakiegoż doznałem szczęścia kiedy dostrzegłem w polu widzenia niesamowicie wielką gawrę. Miałem tylko nadzieję, że nie była zamieszkana. I owszem, nie była. Wszedłem do środka niepewnie i rozpanoszyłem się. Zacząłem tarzać się w wysypanym piachem podłożu. Wreszcie swój kąt, trochę ciepła.
''Troja'' - pomyślałem. Nie mogłem zachować się ja dupek, musiałem po nią wracać.
Choć.. nie wiadomo, w którą stronę poszła. Westchnąłem. Zamknąłem oczy starając się o niej zapomnieć. Po chwili usłyszałem szaleńczy stukot kopyt. Gniada klacz wpadła do gawry myśląc zapewne, że jest wolna i się tu prześpi. Odetchnęła z ulgą.
-Niestety. Zajęte. -wypowiedziałem szyderczo się uśmiechając.
Klacz odskoczyła.
-To ja, Dust Bolt. Nie poznajesz?

<Troja?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz