Spojrzałem ponuro na klacz, która do mnie podeszła. Ani trochę nie miałem ochoty na rozmowę, nawet gdybym miał, to na pewno nie z nią. Mimo, że nie udzielam się w stadzie, tak oczywiste rzeczy wiem. Wiem, że to Midway i wiem również, że to nie jest przyjemna klacz.
- Żarty sobie robisz, Midway? W stadzie już nikt się nie nabierze na te twoje sztuczki. - Prychnąłem, potrząsając grzywą. Byłem nieco wyższy od klaczy, więc dawało mi to małą przewagę nad nią, gdyby zaatakowała. A na pewno to zrobi, prędzej czy później. - A odpowiedź brzmi: nie, nie możemy o niczym porozmawiać - dodałem, dając nacisk na dwa ostatnie słowa
Wyraźnie dałem Midway do zrozumienia, że nie mam najmniejszej ochoty z nią przebywać w pobliżu, a ona wyglądała na zirytowaną. Dopiąłem swego. Gratulacje, Contesimo, wielkie gratulacje! Za chwilę cię zaatakuje i albo umrzesz, albo cię zostawi na pastwę losu niezdolnego się ruszyć. Gratulacje!
- A teraz, pozwól, że pójdę stąd - Ukłoniłem się groteskowo i nie odwracając się, ruszyłem tyłem. Nie spuszczałem Midway z oczu.
(Midway? ożyłam O:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz