W strugach deszczu nie dostrzegam nic poza moją długą kremową grzywką. Ledwo mijam przeszkody. Ledwo mijam te nowe dla mnie twarze. Nikogo i nic nie widzę. Kwestia czasu aż na kogoś wpadnę.
Chyba, że...
Skupiam swoje myśli na zatrzymaniu deszczu. Po chwili wychodzi słońce a deszcz ustaje. Niektóre konie ze zdziwieniem patrzą w niebo.
Miałam już nie używać swoich mocy w codziennym życiu. I tak we wszystkich stadach wybieram posadę szamana i po uszy siedzę w magii.
Kłusuję a mój bieg jest płynny i czysty od utykania. Nareszcie to mi nie przeszkadza. Wolna i zdrowa.
Moją uwagę przykuwa gniady, wyglądający dumnie ogier. Wpatruje się w drzewo, jakby było jakieś co najmniej magiczne.
A więc niech takie będzie.
Po chwili z drzewa spadają marchewki, jedna za drugą i tak z dwadzieścia. Śmieję się głośno. Ogier patrzy na mnie ze zdziwieniem.
- Nim spytasz odpowiadam: Tak, to moja sprawka. Przynajmniej masz zapewniony obiad. - odparłam
Contessimo?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz