wtorek, 20 października 2015

Od Solitario - CD H. Havany

 Ostatnie pytanie klaczy wciąż odbijało się echem w mojej głowie. Nie mam pojęcia, ile czasu wpatrywaliśmy się w siebie bez słowa, już dawno straciłem poczucie prawdziwego czasu.
 Nie  potrafiłem jednoznacznie odpowiedzieć na jej pytanie, a przynajmniej tak mi się wydawało. Słowa kręciły się w mojej głowie uciekając i wracając, a ja nie mogłem sklecić żadnego zdania.

 (A tak dla klimatu Beethoven'a zaproponuję c: )

- Kim jestem? - powtórzyłem chcąc chyba znowu przeanalizować pytanie i skierowałem nieobecne spojrzenie na zewnątrz, chcąc złapać wzrokiem jeden stały, pewny punkt widoczny tylko dla mnie. - Jestem kim jestem, kim będę i kim nigdy nie byłem. Jestem zgubą. Ratunkiem. Krzywdą i przebaczeniem. Jestem duchem tego, co było, zwiastunem tego, co będzie i namiastką tego, co trwa. Jestem tajemnicą z przeszłości i obietnicą z przyszłości. Jestem zadość uczynieniem, cierpieniem, bólem i zapłatą. Jestem wiedzą, czymś, czego żaden śmiertelnik nie powinien ani znać ani widzieć. Jestem czasem, Havano. Więźniem, którego nie da się uratować.
  Ciszę, która zapadła między nami mąciły tylko bicia naszych serc, oddechy i wiatr łagodnie rozdmuchujący płatki śniegu. Cały krajobraz wyglądał tak, jakby ktoś go kontrolował. Wszystko zdawało się poruszać według jakiegoś dziwnego schematu, choć to może znowu tylko moje urojenie.
 W moich oczach błysnęły dwie perłowe łzy. Kiedy patrzyłem na pogrążony w zimowej ciszy las miałem nieodparte wrażenie, że to miejsce jest mi znane, lub przynajmniej podobne do tego, które tkwi w mojej pamięci. To pewnie znowu złudzenie, które ma dawać mi nadzieję, ma sprawić, że znów zatęsknię.
 Otworzyłem szerzej oczy, gdy tuż obok miejsca, na które patrzyłem błysnęło jasne światło. Pod jednym z drzew pojawił się nagle niewyraźne kontury sylwetki młodego konia. Wydawał się taki delikatny, kruchy, jakby byle podmuch wiatru mógł zrobić mu krzywdę. Stał spokojnie, wiatr lekko huśtał jego krótki ogon i muskał krótką grzywę. Stał tak, jakby był tam od dłuższego czasu, niewidoczny, lecz obecny.
 Kiedy lekko uniósł głowę nasze spojrzenia spotkały się, a mnie aż zaparło dech w piersi. Jego oczy były smutne. Bardzo smutne. Nie potrafię wyjaśnić dlaczego widok tego stworzenia wywołał u mnie tak silne emocje. Tak bardzo chciałem odwrócić wzrok, lecz to nie było w mojej mocy.
 Havana wiedziała, że coś jest nie tak, lecz nie reagowała. Czułem, że jedynie przygląda mi się marszcząc brwi. Wiedziała, że nie powinna ingerować, przynajmniej nie teraz.
 Mocniejszy podmuch wiatru sprawił, że kontury zaczęły się rozmazywać. Nim sylwetka zniknęła ujrzałem za nią krajobraz, który, miałem wrażenie, znam bardzo dobrze. Czy to kolejne miejsce, za którym będę tęsknił, choć nawet go nie pamiętam?
 Smutne oczy młodego konia ostatni raz posłały mi pełne bólu spojrzenie i wszystko zniknęło tak szybko i bezszelestnie, jak się pojawiło. Wszystko wyglądało tak, jakby nic się nie stało. Śnieg wciąż cicho otulał las, wiatr rozwiewał małe płatki a niebo milczało.
 Poczułem nagłą i niezwykle silną tęsknotę. Ten, kto nigdy nie tęsknił za czymś pozornie nieznanym nigdy jej nie zrozumie. Zaś ten, któremu to uczucie nie jest obce pojmie moje cierpienie, lecz tylko w niewielkim stopniu.
 W moich oczach znowu pojawiły się łzy. Nie wiedziałem, skąd się wzięły, nie chciałem ich, jednak czułem, że przynoszą mi choć niewielką ulgę.
 W głowie usłyszałem zrezygnowane rżenie przepełnione żalem i smutkiem, takim samym, jak spojrzenie smutnookiej zjawy.
 Havana miała racje twierdząc, że coś przeczuwam. Dobrze wiedziała też, że nie jestem w stanie tego ukryć, choćbym zapłacił największą cenę.
- Masz racje. To nie jest jednak coś, o czym powinnaś wiedzieć. O czym którekolwiek z nas powinno wiedzieć. - powiedziałem i zrezygnowany spuściłem wzrok. Nie mogłem, lub też nie chciałem nic więcej powiedzieć, o czym Havana dobrze wiedziała. Zdawałem sobie sprawę, jak łatwą ofiarą byłbym teraz dla każdego drapieżnika, czy chociażby konia panującego nad psychiką. Nie starałem się jednak ukryć emocji, które przepełniały w tej chwili całą moją dusze. Nie chciałem.
- Odpocznij, wrócę tu jutro. - rzekła wciąż zamyślona klacz.
- Poświęcasz mi dużo czasu. Nie chciałbym, abyś traciła go w moim towarzystwie. Nie chciałbym być ciężarem kolejnej osoby, Havano.

< Havanko, jak masz pomysł to pisaj śmiało :3 jak nie to nie męczę >
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz