niedziela, 11 października 2015

Od Castelana - CD H. Havany

 Westchnąłem głęboko i posłałem Havanie zmieszane spojrzenie.
- To nie jest jakaś fascynująca historia...- mruknąłem.
- Ty wiesz prawie wszystko o mnie. Jesteś mi winien opowiedzenie coś o sobie.
Niechętnie kiwnąłem głową.
- W porządku, ale nie mów, że nie ostrzegałem. - położyłem się niedaleko zadowolonej z siebie klaczy i zacząłem opowiadać - Urodziłem się u ludzi, w jednej z tych wspaniałych stajni ze wspaniałymi końmi. Szczerze mówiąc wciąż nie rozumiem, na jakiej podstawie tamte konie były takie cudowne. Jak dla mnie wszyscy jesteśmy identyczni. Ale wracając - to nie było miejsce dla mnie. Kiedy byłem młody i głupi udało mi się uciec. O ile dobrze pamiętam po dwóch dniach samotności spotkałem izabelowatą klacz o imieniu Viera. Ta to miała charakter! Niemal tydzień spędziliśmy na powolnym zbliżaniu się do siebie, bo pierwszego dnia o coś się obraziła. Nie pytaj, sam nie wiem, o co jej chodziło, ale my, ogiery, już tak mamy, że kiedy chodzi o zrozumienie klaczy rzadko kiedy dobrze nam to wychodzi. Tak czy inaczej w końcu łaskawie pozwoliła mi iść ze sobą. Nie, żebym nie dał sobie rady sam! - wtrąciłem szybko widząc Havanę tłumiącą śmiech. - oczywiście, poradziłbym sobie, ale znacznie bardziej wolę iść z kimś. Samemu jest nudno i smutno. Choć nie raz żałowałem, że idę właśnie z Vierą tak naprawdę bardzo ją lubiłem. Ech, to była naprawdę wyjątkowa klacz...ale to przeszłość.
 Dotarliśmy razem do niewielkiej grupki koni, właściwie, to młodego stada które dopiero się kształtowało. Zostałem wypchnięty na stanowisko "alfy" o ile można tak to nazwać. Nigdy nie czułem się takim prawdziwym "alfą" raczej liderem. Nasze tereny nie były duże, za to wyjątkowo malownicze. Stado również nie było duże, jak wspominałem, za to wyjątkowo zgrane. To niestety również przeszłość.
 Nie cieszyłem się ich towarzystwem zbyt długo...ale nie chcę o tym opowiadać. Byłem zmuszony odejść jak najdalej stamtąd, Viera tym razem nie poszła ze mną. Po tym...po tym, jak na własne oczy zobaczyłem jej śmierć...nic już nie było takie samo. - spuściłem łeb wbijając wzrok w ziemię. Przed oczami znowu stanęły mi radosne iskierki w oczach mojej izabelowatej przyjaciółki, jej niesamowita energia i...cóż, ciężki charakter który tak lubiłem gdy już zdołałem się przyzwyczaić. - To, jak tu dotarłem... Och, to taka długa, nudna historia pełna gwałtownych zwrotów akcji, wybuchów, pościgów i ciekawych miejsc. - W tym miejscu zrobiłem dłuższą pauzę chcąc przytrzymać wpatrującą się we mnie Havanę. -Nie chciałabyś tego słuchać. - stwierdziłem z łobuzerskim uśmiechem. - I jak, nie zasnęłaś?

< Havciu, śpisz? :3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz