Wiatr czochrał grzywę z natarczywością i byłby nigdy się nie znudził. Pewno kiedyś stawiłabym mu opór, teraz nie mogę zrobić nawet kroku. Snadź wrosłam w tą ziemię-nie jak konwalia, ale chwast. Ostatniej pełni padłam w te bagna a pasierb badyla splątał mi kopyta. Płomienie siały się wiatrem, kiedy ciemność zgęstniała. Widać było je wyraźnie, śmiały się sardonicznie jarząc przewagą. Jakiś ognik pchany żalem spalił sidła i nie omieszkał oparzyć mi lewego boku. Szłam pomiędzy ogniem przez pole wojny. Śmiertelny żywioł rozstępował się przede mną, jak rodzic, który boi się o swoją córę. Stąpałam po rozgrzanym popiele, otulającym ziemię ołowianą pierzyną. Uspokoił się wiatr na zgliszczach, choć mi go brakowało. Wreszcie płomienie opuściły mnie zupełnie, ale zapach dymu nadal unosił się w powietrzu. Chyba nim przeszłam. Ból spowodowany oparzeniami ściągał mój krok. Świt prowadził mnie aż do stromej przepaści, gdzie oddał w ręce dnia. Tym razem nie straciłam pamięci, lecz nic nie mogłam zrobić-ciało mną zawładnęło. Ucisk ustąpił, podobnie władztwo nad nim. Natarłam na skarpę półświadomie, aliści spróbowałam się sprzeciwić-runęłam w dół. Oślepłszy mój łeb zrobił się dziwnie gorący. Klatka piersiowa unosiła się i opadała ociężale, kiedy wróciła mi świadomość. Pokonując zmęczenie wydostałam się spod gruzu i kamieni. Miejsce, w którym się znalazłam było ciemne i zielone od trawy. Mgła spowijała ziemię bardzo nisko, tuż przy jej powierzchni. Czupryniasty koń biegł w moją stronę.
- Powiedz mi kim jesteś? - Zabrzmiał dźwięczny głosik, który trochę zbił mnie z tropu.
- Niecodzienne powitanie - Odparłam pierwej, nazbyt spokojnie.
- Nie ma znaczenia moje imię, to kim jestem… jestem Ranne, tak możesz mi mówić – Dodałam.
- Nic ci nie jest? – Zapytała dostrzegając osmoloną, nabiegłą ropą ranę od oparzenia, która ciągnęła się od łopatki aż po lędźwie.
- Nie jestem jak zwykły koń – Powinna się domyślić, co miałam przez to na myśli.
- Długo jesteś w tej krainie? – Zapytałam z filozoficznym spokojem, podnosząc nieco pysk do góry, jakoby obnażając swoją wielkość. - Inaczej… jak wiele osób by za tobą tęskniło?
- Powiedz mi kim jesteś? - Zabrzmiał dźwięczny głosik, który trochę zbił mnie z tropu.
- Niecodzienne powitanie - Odparłam pierwej, nazbyt spokojnie.
- Nie ma znaczenia moje imię, to kim jestem… jestem Ranne, tak możesz mi mówić – Dodałam.
- Nic ci nie jest? – Zapytała dostrzegając osmoloną, nabiegłą ropą ranę od oparzenia, która ciągnęła się od łopatki aż po lędźwie.
- Nie jestem jak zwykły koń – Powinna się domyślić, co miałam przez to na myśli.
- Długo jesteś w tej krainie? – Zapytałam z filozoficznym spokojem, podnosząc nieco pysk do góry, jakoby obnażając swoją wielkość. - Inaczej… jak wiele osób by za tobą tęskniło?
< Sunny Shine? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz