-Coś cię trapi?- zapytałem niepewny swojego posunięcia.
Nie potwierdziła, ale i też nie zaprzeczyła, kiwając tylko niepewnie głową na tak lub nie. Nastawiłem uszy, kładąc się przy niej.
-Coś musi stać na rzeczy?- głośno wypuściłem powietrze z płuc.
-Bo widzisz...- zaczęła, kładą głowę na moim barku- Poczułam jakby brak bliskości...
-Ej, no przecież jestem tu. Mam czuć się urażony?- uśmiechnąłem się lekko.
Spuściła oczy, a przez jej pysk również przebiegł lekki cień uśmiechu.
-Bliskości, ale od rodziny- dokończyła. Zmrużyłem oczy, myśląc o co jej chodzi.
Przekręciła oczami, widząc moją minę.
-No co? Facet potrzebuje jasnych odpowiedzi od kobiety. Jesteśmy inaczej zbudowani niż wy...
-Czasem bym stwierdziła, że brak wam intuicji- odparła z sarkazmem.
-A co? Mamy się domyślać o co Wam chodzi?- zaśmiałem się cicho pod nosem i dostałem oczywiście mocnego szturchańca w bok- Dobra, dokończ tłumaczenie- zmierzwiłem grzywę i przyglądałem jej się dalej.
-No bo...- zaczęła, chyba nie mogąc dobrać odpowiednich słów lub wahając się przed wypowiedzią- Rodziców już nie ma..., Książę... oh, ot tak dawna go nie widziałam, nawet nie wiem czy żyje. Brakuje mi go. Tak samo Souffle... niby poznałam go jak byłam dorosła, a jednak... to był mój przybrany brat. Czasem wydaje mi się, że brakuje kogoś bliskiego z rodziny przy mnie. Kogoś do kogo mogłabym pójść i wygadać się z życiowych problemów. O tym jak partner mnie denerwuje- przez chwilę posłała mi złośliwe spojrzenie- Jak bardzo ich kocham i jak mi na nich zależy...- przerwała.
Biłem się z uczuciami. Wiem jak ciężko stłumić te uczucia, które teraz czuła Rossa. Rodzina... nie wiele mogłem o niej powiedzieć. Jedyna rodziną jaką posiadam jest ona, moja partnerka.
-Wiesz...- przygarnąłem ją do siebie- Jack był moim przyjacielem...- przypominałem sobie o naszych rozmowach- od zawsze wspominał mi jaką ma cudowna rodzinę, a przede wszystkim córkę. Chwalił się, że ją wychował, że była i jest jego księżniczką. Mówił, że nigdy jej nie opuści. I ja wierzę... Wierze, że on nadal tu jest, tak samo jak twoi bracia czy matka. Może nie fizycznie- odwróciłem jej podbródek w moją stronę, zmuszając by na mnie spojrzała- Powinnaś się cieszyć, że są wraz twoim sercem. Zawsze się możesz im wygadać, oczywiście pomijając jakiego upartego, nieznośnego, przystojnego, cudownego, niepodważalnego, najmocniejszego...
-Dobra, dobra...- przerwała mi.
-No... tooo... Pamiętaj, że oni zawsze są i będą tutaj. Tak jak ja zawsze jestem i będę przy tobie- pocałowałem ją w czoło.
Rossa?
Kurde, wena level master xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz