Unosiłem wysoko nogi starając się nie ugrząźć w głębokim mule. Kiedy jeszcze mieszkałem u ludzi widziałem konie, którym kazano biegać po kolorowych drążkach. Ludzie krzyczeli wtedy, że koń musi jak najwyżej unosić nogi. Pfff, kompletna strata czasu, kompletna! Gdyby wysypali te swoje padoczki mułem i kazali w nich biegać koniom podnosiłyby nogi znacznie lepiej niż przy jakiś kolorowych dziwnościach.
W końcu wygramoliłem się na brzeg. Musiałem nieźle wyglądać, od brzucha w dół cały brudny, znacznie ciemniejszy niż...cóż, niż zwykle bywam.
Otrząsnąłem się solidnie jakby to miało choć trochę pomóc.
Rozejrzałem się po zakrzaczonych moczarach pełnych suchych badyli wystających z ziemi. Zaraz, zaraz, czy to...?
Podszedłem do suchego drzewka będącego kiedyś małym dębem. Czy ja dobrze wiedzę? Kantar?
Delikatnie trąciłem nosem różowy przedmiot. Katar, z całą pewnością, ale co on robi na terenie stada dzikich koni?
Hm...zdaje się, że dołączyła tu niedawno klacz, która w tym kantarze chodziła. Jakże ona się nazywała...Deli...Deli...Delicate!
Założyłem sobie kantar na szyje i ruszyłem przed siebie. Może będę miał szczęście i spotkam ją jeszcze dziś? Co prawda mogła specjalnie tu przyjść aby pozbyć się tego przedmiotu, ale co mi szkodzi?
***
Lekki szron pokrywał niezwykle zieloną jak na tę porę roku niewielką trawkę. W gęstej, sinej mgle otulającej łąkę wyróżniał się jeden kasztanowaty kształt.
- Przepraszam że przeszkadzam...Delicate, prawda? - zaryzykowałem pytanie.
Klacz uniosła drobną głowę i przez chwilę przyglądała mi się badawczo.
- Tak...coś się stało? - spytała.
Pochyliłem głowę tak, że kantar zsunął się z mojej szyi i spadł na trawę.
- Wydaje mi się, że to twoje - powiedziałem podsuwając przedmiot nosem.
< Delicatko? Takie może być? (To je pytanie retoryczne ^^)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz