Havana uśmiechnęła się ironicznie.
- Cóż, nie wyglądasz na takiego, co radzi sobie sam. - odparła udając znudzenie.
- Ej, wlazłem tu przez przypadek...
- Tak, tak, oczywiście, nic nie kwestionuje.
Łobuzerski uśmiech który właśnie wpłynął na mój pysk zastąpił odpowiedź. Jednak moja towarzyszka miała racje - potrzebowałem stada, miałem już dość samotności.
- A to twoje stado...
- Nazywa się Misterious Valley... - zaczęła i po tych słowach przeszła do opowiadania.
Kiedy skończyła było już późno, a przynajmniej tak mi się wydawało. Opisała mi każdy teren, wymieniła z imienia wszystkich członków stada, powiedziała trochę o jego historii, a wszystko to mówiła z taką pasją, miejscami radością lub smutkiem, że aż trudno mi było uwierzyć.
- Dziewczyno, jak ty ich wszystkich pamiętasz? - spytałem nie kryjąc podziwu.
- Sama czasem się nad tym zastanawiam, ale...to przychodzi tak po prostu.
- A...gdybym chciał dołączyć, jakie stanowisko mógłbym zająć?
- Twój wybór. Tylko może nie morderca.
- Hm...czyżbyś nie chciała dzielić jaskini z nieznajomym mordercą? - uśmiechnąłem się figlarnie, ale zaraz potem dodałem - Myślę, że będę dobrym wojownikiem. Nie umiałbym się odnaleźć jako opiekun źrebaków, tym bardziej szaman czy medyk, patrolowanie terenów to też nie dla mnie.
Moja towarzyszka ziewnęła i oboje spojrzeliśmy w górę w miejsce, gdzie jaskinia miała widok na dwór. Ciężkie krople deszczu bębniły o ściany groty a wiatr huczał między drzewami. Czy to się kiedyś skończy?
< Havciu? Ja też...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz