sobota, 10 października 2015

Od Black Sabbath`a

 Wiatr szalejący na zewnątrz odbijał się od drewnianych ścian starej stajni. Deszcz dudnił w dach, pojedyncze krople dostawały się do środka przez całkiem okazałe dziury.
 Z wewnątrz mogło się mieć wrażenie, że ta misterna budowla zostanie zaraz zniszczona przez potężny żywioł szalejący na dworze.
 Jasne światło na ułamek sekundy rozjaśniło wnętrze pomieszczenia, a chwilę potem gromki huk rozniósł się po tych poddanych burzy terenach.
 Ciężkie stare drzwi skrzypnęły głucho, co było ledwie słyszalne przy szalejącym wietrze i dudnieniu deszczu.
W progu stanęła zgarbiona sylwetka trzymająca niewielką lampę dającą słabe światło. Uśmiechnąłem się pod nosem. Tylko czekałem, aż ten nieszczęsny człowiek podejdzie choć trochę bliżej.
 Mężczyzna zrobił niepewnie krok do przodu, potem drugi i zastygł w bezruchu. Drewniane drzwi zatrzasnęły się zanim zdążył zrezygnować. Dobrze czułem zapach jego strachu, jego przyspieszone bicie serca i płytkie oddechy. Czerwony błysk w moich oczach był ostatnim co zobaczył mając jeszcze zdrowy umysł.
 ****
 Przeszedłem obojętnie obok leżącego bezwładnie ciała mężczyzny. Ciężkie drzwi starej stajni otworzyły się powoli. Stanąłem tuż przed nimi i pochyliłem głowę. Deszcz znacznie ograniczał widoczność.
 - Inmorthoa fortis - szepnąłem, a moje ciemne oczy błysnęły złotym blaskiem.
 Deszcz zaczął zwalniać, a szarpane przez wiatr gałęzie zatrzymały się. Ponownie spojrzałem przed siebie.
 Bura polana, dalej stara puszcza, a potem?
- Nuctos - mruknąłem.
 Deszcz zadudnił w dach misternej ludzkiej budowli, a drzewa znowu ugięły się pod wpływem silnego wiatru.
 Wyszedłem na zewnątrz. Po mojej długiej grzywie zaczęły spływać strużki wody.
Gdzieś w tle znowu rozległ się grzmot, lecz nie uprzedził go już rozbłysk światła. Ruszyłem przed siebie. Gdzie? Ponownie zdałem się na ślepy los. Może tym razem zaprowadzi mnie w miejsce, gdzie zostanę dłużej niż parę miesięcy.

-c.d.n.-

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz