sobota, 3 października 2015

Od Luny- CD. Green Day`a

Czułam się nieswojo wiedząc o jego obawach. Uśmiechnęłam się tylko krzywo i postanowiłam grzecznie odpowiedzieć na pytanie.
- Luna, córka Flower Desert i Corriento. Ojciec odszedł, matka umarła. Wychowała mnie matka mojej matki - Perła. Urodziłam się w tym stadzie.
Z początku ogier zmarszczył brwi, chyba próbując kojarzyć z kimś imiona moich rodziców. Na koniec jednak uspokoił się nieco. Chyba słyszał o mojej babci, poczciwa z niej w sumie klacz i do tego medyczka...powinna być dość znana w stadzie.
- No...dobrze. A moje imię to Green Day.
Powiedział ogier. Nagle jakby się przestraszył i zajrzał przed siebie.
- Co się dzie...
Nie zdążyłam dokończyć.
- Uważaj!
Obróciłam się i zobaczyłam ludzi z bronią i strzałami wszelkiego rodzaju.
- Niestraszni mi.
Galopowałam przed siebie, aby ich wypędzić z naszego stada. Poczęli do mnie strzelać, a ja natychmiast okryłam się stalową 'zbroją'. Próbowali mnie dobić, a kiedy uciekali przeskoczyłam ich i zagrodziłam drogę. Obeszłam, trąciłam ich żelaznym łbem w tą stronę, w którą mają iść i zwinęli się grzecznie. Zmieniłam się znów w siebie - lekką, gorącokrwistą, iberyjską klacz, a dokładniej andaluzyjską. Green Day spojrzał na mnie dziwnie, a ja trochę się zakłopotałam.
- Lubię ich przepędzać...niech wiedzą, że żadnemu z nas nie mogą zrobić krzywdy.

< Green Day?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz