Ku jej zdziwieniu po raz kolejny uśmiechnąłem się w jej stronę złośliwie, podpalając rośliny, które z sykiem zaczęły płonąć i wkrótce został z nich tylko marny pył i pamiątka na moich piętkach. Klacz spojrzała na mnie niemal ze łzami w oczach.
-To ty je skazałaś na ten los- zwróciłem się do niej, cofając o parę kroków.
-Nie musiałeś ich zabijać- odparła z trudem panując nad emocjami.
-Nie zabiłem ich. A czy byś cofnęła czar gdybym o to poprosił?- zapytałem z nieukrywaną ironią.
-Nie poprosiłbyś- jakby czytała w moich myślach.
-Owszem, masz rację, lecz i tak mówię ci, że nie tylko tędy są wysokie, ostre rośliny, lecz również bagna i nawet jeśli wyczarujesz sobie pomost z drzewek to i tak nie przejdziesz tędy- spojrzałem na nią z lekkim wyrzutem. Nie odpowiedziała. Odwróciła głowę i spojrzała w dal urażona- To jak? Raczy panna pójść za mną czy nadal będzie się upierać przy swoim zdaniu? Wiem, że nie jesteś ta złośliwa- tym razem rozluźniłem mięśnie i posłałem klaczy delikatny uśmiech wraz z gestem zapraszającym.
Delicate?
Hmm... ja wczoraj byłam na imprezie... xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz