sobota, 3 października 2015

Od Green Day'a

  Spacerowałem po wielkiej, zamglonej łące. Zimny wiatr starał się bezskutecznie rozwiać gęstą mgłę. Cóż, razie udało mu się tylko nieźle mnie przewiać.
 Stanąłem jak wryty, gdy w oddali zaczęła majaczyć końska sylwetka. Z początku pomyślałem, że to tylko koń ze stada, jednak gdy sylwetka od dłuższego czasu pozostawała w bezruchu, zacząłem się zastanawiać.
 Koń - lub też nie koń - był niemalże biały jak mgła. Stał z pochyloną głową nad zamgloną trawą.
 Gdy w końcu się ruszył, jego głowa powoli i delikatnie oderwała się od ziemi, a długa, gęsta grzywa natychmiast okryła smukłą szyję. Ten ruch był tak płynny, powolny, że aż nierealny.
 Po moim kręgosłupie przebiegł dreszcz. Jestem w końcu na mglistej łące, przed świtem...może to duch? W końcu na tych terenach ich nie brakuje...
 Zacząłem się zastanawiać nad subtelnym opuszczeniem tych terenów, kiedy "duch" przekręcił głowę w moją stronę. Zimny dreszcz potrząsnął moim ciałem. Świetnie!
 We mgle błysnęła para czarnych oczu, a ciemne chrapy było wyraźnie widać w gęstej mgle. Im dłużej wpatrywałem się w te oczy, tym więcej miałem wątpliwości - z jednej strony zupełnie nie wyglądają jak oczy konia. Są jakieś...inne. Z drugiej...
 Grzywa konia-ducha zafalowała, co chwile później powtórzyła również moja smagnięta delikatnym, lecz wyjątkowo zimnym wiatrem.
 W oczach "zjawy" mignęły radosne iskierki.
- Nie bój się, nic ci nie robię - przemówiła wyraźnie rozbawiona.
 Miałem ochotę zawołać "Tak, jasne, wszystkie tak mówicie!"
 Sylwetka poruszyła się i zrozumiałem, że zaczyna się do mnie zbliżać. Stałem z nogami wrośniętymi do ziemi czekając na przybycie tego dziwnego stworzenia. Zaczynałem być coraz bardziej ciekaw, jak wygląda z bliska.
 Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że śnieżnobiała sylwetka nie należy do ducha, a konia - właściwie, to klaczy. Jej nietypowe, w tej chwili radosne oczy wciąż jednak napawały mnie wątpliwościami. Nigdy jeszcze nie widziałem takiego spojrzenia.
- Co tu robisz o tej porze? - spytała. - Myślałam, że tylko ja lubię zrywać się przed świtem.
- Łąka o tej porze jest wyjątkowo ładna. - Mruknąłem - wybacz mi śmiałość, ale...z kim mam przyjemność?
 Klacz uśmiechnęła się w jakiś dziwny sposób. Chyba dobrze wiedziała o moich obawach.

< Luna, dokończysz? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz