Klacz delikatnie się uśmiechnęła i na chwilę spuściła wzrok, natomiast do mnie dotarło, że jeszcze się nie przedstawiłem.
- Wybacz, że robię to dopiero teraz, wczoraj...cóż, sama wiesz. Jestem Castelan - przy tych słowach pochyliłem głowę i lekko ugiąłem przednią nogę. - Castello, Cas, Castell, mów jak chcesz. A...z kim mam przyjemność?
- Havana. Po prostu Havana.
- Jeszcze raz przepraszam cię za wczoraj. Nie miałem pojęcia, że ta jaskinia jest zamieszkana.
Havana tylko kiwnęła głową. Oboje mieliśmy poważniejsze zmartwienia niż wracanie do wczorajszej nocy.
Na dworze wciąż padało, co więcej nie zapowiadało się na koniec ulewy. Krople deszczu spływały po gładkiej, porośniętej mchem powierzchni głazu co sprawiało, że przesunięcie go było jeszcze trudniejsze.
- Ech...nie mam pojęcia, jak długo będzie padać, ale nie zapowiada się na krótki deszczyk. - klacz pokręciła głową i udała się w głąb jaskini.
Zacząłem się zastanawiać, czy moje moce nie mogły by się przydać, jednak w tych okolicznościach...Hm...no tak.
- Jesteś głodny? - zawołała Havana.
- Em...i tak już nadużywam twojej gościnności. - mruknąłem. - Poczekam...nie może przecież padać w nieskończoność.
****Następnego dnia****
Grzmoty na zewnątrz rozlegające się co jakiś czas przypominały mi o tym, jak dobrze że mam teraz dach nad głową. Przez ostatnie miesiące byłem skazany na pioruny, palące słońce, silne wiatry i ulewy. Nie, żebym tego nie lubił. Natura i jej siły to coś, co zawsze mnie fascynowało, jednak w obecnej sytuacji wolałem trochę posiedzieć pod dachem.
Moja towarzyszka leżała naprzeciwko mnie i znudzonym spojrzeniem świdrowała ścianę.
- Tooo...od dawna tu mieszkasz? - spytałem.
Klacz kiwnęła głową.
- Jeśli mogę spytać: jesteś samotniczką, czy...? - Havana uniosła głowę i przez chwilę widocznie się wahała.
< Havciu? Moje nie lepsze...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz