-A jak nazywa się to miejsce do którego idziemy?-zapytał Fikander.
-Zatoka Gwiazd. Nie jestem pewne czy małemu się spodoba, ale ja bardzo lubię to miejsce.-uśmiechnęłam się.
Ogier odwzajemnił uśmiech. Popatrzyłam za siebie czy Atencjo za nami idzie, chociaż może idzie to za dużo powiedziane. Źrebak wlókł się niechętnie.
-Zobaczysz, spodoba ci się.-zachęciłam go, a on posłał mi znudzone spojrzenie.
Nie dużo czasu minęło, a w oddali zamajaczyła woda.
-Jesteśmy-oznajmiłam szeptem wznosząc oczy ku niebu.
-Skąd tu księżyc? Przecież jest dzień!-zaciekawił się Atencjo.
-Ciiii.-uciszyłam go.-Magia. Patrz.
Spieniona woda tańczyła na tle ciemnego nieba. Ja i Fikander patrzyliśmy w milczeniu, a mały kręcił się patrząc to tu, to tam bez żadnego większego zainteresowania, poirytowany brakiem wyjaśnienia obecności księżyca. Nie wiem ile czasu minęło, gdy spostrzegłam, że go nie ma.
-Fikander, gdzie jest twój brat?-spytałam przestraszona.
-Nie żartuj.-powiedział ogier, ale zaraz uświadomił sobie, że takie konie jak ja nie często żartują.-Atencjo nie jest taki głupi, żeby...-nie dokończył, bo zauważył, że źrebaka rzeczywiście nigdzie nie ma.
Chwilę staliśmy w milczeniu, aż w końcu zapytałam szeptem:
-I co my teraz zrobimy?
< Fikander?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz