Znalazłem się w dziwnej alei pełnej jesiennych liści. W lesie nieopodal spora część roślin zgubiła już liście, zaś tu nawet jesiony pełne były rudawo-złotych, suchych liści.
Na koronach najwyższych drzew ganiały się sikorki, gdzieś w tle słuchać było dzięcioła, a między niewielkimi kupkami leżących na ziemi liści przemykały wiewiórki. To miejsce wyglądało tak, jakby poza jesienią nie było tu innych pór roku.
Spojrzałem w lewo, gdzie ta dziwna aleja zdawała się kończyć. Gdzie właściwie idę? Hm...tak, chciałbym to wiedzieć. Havana powiedziała, że spotkamy się tam, gdzie najmniej się tego spodziewam.
- Oj, Havciu, gdybym ja chociaż znał te tereny...- westchnąłem.
Bynajmniej nie bałem się, że zgubię się na rozległych terenach Mysterious Valley. Nigdy się nie gubiłem nawet, jeśli bardzo tego chciałem. Nie potrafię wyjaśnić dlaczego, ale zwykle to bardzo przydatna rzecz.
Coś bardzo dobitnie kazało mi skręcić w lewo. Zmarszczyłem brwi. Nie zdziwiłbym się, gdyby to Havana wtargnęła do mojej psychiki i powoli prowadziła prosto do siebie.
****
Moją uwagę przykuła niewielka wyspa na środku jeziora. Drzewa rosnące na niej nie poruszały się, podczas gdy gałęzie innych kołysały się lekko pod wpływem wiatru. Skuliłem uszy. Coś tu było nie tak...
Jakaś sylwetka przemknęła między drzewami. Chłód panujący w tej dolinie wydał mi się teraz wyjątkowo wyczuwalny.
Ciche, spokojne i jakby tajemnicze góry również nie pomagały. Wiedziałem, że sylwetka może należeć do konia ze stada, lecz jeśli należy do tego, o którym myślę...to mogę mieć kłopoty.
< Havciu, dam Ci się wykazać C: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz