środa, 30 listopada 2016

Od Rossy - C.D Qerida

Stałam tuż przy siwym ogierze, który dokładnie wpatrywał się w resztę ze stada. Spoglądałam w kierunku partnera, nie wiedząc, co powinnam uczynić. Wiedziałam tylko jedno, jeśli będę chciała odejść od niego chociażby na kilka kroków, dobrze to się nie może skończyć.
W sumie, nie wiedziałem kiedy znalazłam się w miejscu, w którym teraz stoję. To się stało tak niespodziewanie. Owszem, nie mam takiego stanowiska jak Qerido. Było ono całkiem inne – byłam strażniczką. Doskonale zdawałam sobie sprawę z powagi sytuacji w jakiej się znalazłam. To, że narażałam samą siebie, to było nic w porównaniu do narażania innych członków stada. Leniwie pokręciłam głową, zaczynając kopytem kopać w ziemi, a raczej coś na niej skrobać. Były to bliżej nieokreślone wzory, których nie byłam w stanie odgadnąć. Jedna wielka niewiadoma.
Uniosłam wzrok na „towarzystwo” w jakim się znajdowałam. A mogłam nie iść w tym kierunku, a całkowicie gdzie indziej, tak jak mi wskazali inni, ale nie. Musiałam iść właśnie tutaj i jest, jak jest. Cicho prychnęłam, zwracając na siebie uwagę osobnika stojącego tuż przy mnie. Nic jednak nie powiedział, a gestem głowy wskazał na ciemniejszą część, gdzie nie chciałam ruszyć. Nie zareagowałam na to, co uczynił, kiedy tylko szturchnął mnie o wiele mocniej. Niestety, ale już po chwili zostałam wręcz zmuszona tam ruszyć. Odwracałam się, aby móc patrzeć na Qerida i całą resztę.

Trzeba było trzymać się całkiem innego kierunku.

Przeszło przez moją myśl, na co pokręciłam zrezygnowana głową. Nie miałam zamiaru się śpieszyć. Całkowicie podobnie było z nim. Szedł tuż za mną, jakby wiedział, że mam zamiar zniknąć mu z pola widzenia.

Przecież jest jeszcze droga przede mną i skróty, więc… Czemu nie?

I nim się „towarzysz” zorientował, ja zerwałam się do biegu, aby móc wrócić tam, gdzie chciałam – do stada, do Qerida. Niestety, wszystko było pisane inaczej, bo nim się zorientowałam, wpadłam na większego ogiera, którym nie okazał się mój partner. Zrobiłam kilka kroków w tył, gdzie napotkałam przeszkodzę – drzewo. Oh losie, ale Ty mnie nienawidzisz. Wszystko robisz na przekrój mojej osobie. Cóż za zabawa.
Patrzyłam przez chwilę sylwetkę nieznajomego, aż w końcu ten zrobił kilka kroków naprzód. Wiedziałam, że powinnam uciec stamtąd najszybciej, jak się dało, co miałam zamiar ponowić, ale tym razem wybierając lepszą opcję niż bieg przed siebie. Dlatego też odsunęłam się w bok, wybiegając naprzód. Nie biegłam tak, jak wtedy przez kilkanaście sekund. Tym razem wybrałam opcję ciągłej zmiany kierunków. Wymijałam wszystko, co znajdowało się na drodze. Kierowałam się tak, aby tym razem tak łatwo nie dać się złapać, co nie będzie łatwe, bo nie wiedziałam, gdzie się dokładnie znajdowałam. Ciemność to było jedyne, co widziałam. Nic poza tym.


Qerido? ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz